czwartek, 18 sierpnia 2011

wdupizm jeszcze raz...

jeszcze trochę o wdupiźmie...

Strasznie wieje i tak wiele, wiele wydymanych żagli widzę dookoła. Co się dzieje z tą pogodą? Gdzie sternicy z prawdziwego zdarzenia, gdzie lwy morskie, które pokonują wielkie fale łatwo i pewnie?
To oczywiście przenośnia. Ale naprawdę mam wrażenie, że dookoła dzieje się dziwnie. Z jednej strony wszystko płynie, każdy się jakoś trzyma na swojej jednostce pływającej ale coraz bardziej obojętnie. Gdzie zasady? Gdzie świadomość tego co trzeba i co można? Gdzie poczucie, że się robi źle a gdzie chęć zrobienia dobrze?
Ok. Wdupizm.
Wdupizm ogólnie powszechny i już chyba nikogo nie zaskakujący. Wdupizm oznacza, próbę nieprzejmowania się tym co złego wydarza się dookoła nas. Facet mnie zdradza? Wdupizm. Zupa za słona – wdupizm. Przyjaciółka flirtuje z moim facetem? Wdupizm. I tak można w nieskończoność. Do czego to prowadzi? Z jednej strony sobie myślę, że do bardzo powierzchownego traktowania życia, w celu utrzymania się przy zdrowych zmysłach. Z drugiej jednak może do odpowiedniego podejścia. Te relacje, które mają mieć znaczenie będą miały je zawsze. Krótka przelotna miłość roczna/ dwu letnia dopiero zacznie mieć znaczenie gdy oboje pomyślą o trzymaniu się zasad nie narzuconych w sposób sztuczny tylko właśnie naturalnie pojawiające się w ich życiu. Zaczynają z marszu szanować to co im się przytrafiło, mają nadzieję, że szkoda byłoby to stracić. To jest cenniejsze niż cokolwiek innego.
Nikogo się nie zmusi do miłości, ale co więcej nikogo się nie zmusi do przestrzegania tego co jest dla nas ważne, dopóki dopóty, się nie pokaże że bez tych zasad nie ma nas.
Pamiętam gdy wchodziłam w jeden związek powiedziałam mojemu przyszłemu facetowi „ja jestem 0-1”. Co oznacza, że albo coś jest albo tego nie ma. Jeżeli będzie chciał coś kręcić, okaże się niegodny mojego zaufania to jest koniec. Bardzo mi wówczas pomógł mój przyjaciel, który znał moją jakby nie było późniejszą miłość, i z całym zdecydowaniem potwierdzał, że to ma swoje plusy i minusy ale „ona jest czarno-biała|”.
Dzięki temu oboje wiedzieliśmy, że albo nam wyjdzie, albo nam bardzo nie wyjdzie. Nie wyszło, ale nie z tego powodu, że nie szanowaliśmy swoich zasad, a dlatego że pomyliliśmy zauroczenie z miłością.
Niech wieje, skoro musi, nie ma co zmieniać świata tak zupełnie, ale trzymajmy nasze żagle w takie pozycji by wiatr pchał nas do przodu i dawał nam wiele przyjemności z pływania.


środa, 17 sierpnia 2011

wdupizm

Dzisiaj na usta ciśnie mi się wdupizm!!
Dlaczego wdupizm? Bo jestem zawieszona pomiędzy jedną pracą a drugą, po drugie z moim ukochanym mamy definitywny koniec, po trzecie przyjaciółka, po czwarte czekanie. Ale ogólnie wdupizm .
Rano po treningu o godz. 8:00 wybrałam się na śniadanie poczytać gazetkę, wypić kawkę i zjeść pysznego cieplutkiego croissanta dla osłody z dżemem morelowym. Nie mogłam skupić myśli na jedzeniu i czytaniu, więc w naturalny sposób zaczęłam dumać. Dumanie jest efektem wdupizmu. Albo lepiej wdupizm jest efektem dumania.
Gdy się tak zadumałam zrozumiałam, że po 1. Mężczyzna, o którym chciałam pisać „nie wyszło nam” tak naprawdę sam spierdolił sprawę i wcale mu w tym nie pomagałam nie czuję się współwinna. Jest chorym egocentrykiem, typowym graczem pt. „jestem przystojny i inteligentny mówię co chcę, a Ty jak masz ochotę to się na to nabierz a jak nie to są inne”. Oczywiście ułatwienie! Tak.
To nie jest takie łatwe, że on chce inne a ja chcę go. Bo ja go wcale nie chcę!! Wysyłałam go na księżyc „na miło”, 3 razy i za każdym razem wracał. Babcia mówiła „jeżeli to jest prawdziwa miłość i chce odejść, puść ją. Jeżeli wróci jest Twoja”. Ale on wracał do cholery jasne 3 razy za każdym razem bardziej zakochany i planujący. Że co? Że niby babcia się myliła?? Babcia się nigdy nie myli ;) Ja się pomyliłam wierząc w to, że coś się może zmienić.
Fakt, nie miałam w tym czasie alternatywy, nie było w tym czasie innych facetów, a Ci co byli nadawali się jedynie do przyjemnego spędzania czasu ale nic poza tym. Więc on, mój cholerny Romeo, za każdym razem trafiał na podatny grunt. Ale tym razem przegiął!! Zdecydowanie!
Nie dość, że robił źle to jeszcze do tego by zamydlić oczy, postanowił zwalić winę na mnie. Kwestia tego, że ON, pieprzony Bożyszcz, jest ciągle w pracy, zajęty i nie ma na nic czasu a na pytanie czy planujemy coś na weekend odpowiada „muszę sprawdzić w kalendarzu”, jest drugorzędna, ważniejsze jest to, że ja GO nie rozumiem. A do tego kłamstwa!! Ciągłe kłamstwa i wymigiwanie się. Wiecie, jest taki moment w życiu kobiety, że gdy słyszy kłamstwo ma ochotę rzucić słuchawką i powiedzieć sobie wdupizm. Ale są takie momenty, kiedy ów kłamstwa są tak proste i banalne, że wdupizm działa na zasadzie obojętności. „jest mi obojętne czy mnie okłamujesz” i tak się nie przyzna i tak nie będę jeździć za Toba po mieście żeby Ci udowodnić, że kręcisz jak karuzela na jarmarku. Po prostu wdupizm z nadzieją, że w końcu coś się zmieni. Ale NIE!! Nie zmieni, jedyne co się zmieni to miłość we wściekłość. W..aj z mojego życia i raz i dwa ….kopniak strzał w kosmos.
Ktoś zwariował.
Dodam dla ułatwienia, że mój pieprzony Romeo, świetnie flirtował z moją najlepszą przyjaciółką (jak to jednak trzeba na ludzi uważać) i pomimo iż nie mam go ochoty oglądać uważam, że wyświadczył mi pewną przysługę.
Otóż drogie Panie i dziewczyny zasada jest jedna Facet Twojej przyjaciółki jest nietykalny. Choćby był Bradem Pittem do cholery!! Mój pieprzony Romeo nie był Bradem Pittem, a i to wystarczyło by dziewczę mi tak bliskie odstawiło taki cyrk. Stosunki się lekko ochłodziły, ale z czasem wrócą do normy. Tyle, że z innym zaufaniem i innym zaangażowaniem. Moja przyjaciółka była dla mnie jak siostra. Wszędzie ją zabierałam, moi znajomi byli jej znajomymi, niestety taka taktyka okazuje się być złą i złudną J
Tak czy inaczej człowiek poznaje się na ludziach całe życie. Życzę Wam prawdziwych przyjaciół i przyjaciółek, z fałszywymi ludźmi należy się zadawać tylko po to by nie wypaść z wprawy w kontaktach z nimi i nie zapomnieć jakie reguły gry obowiązują we współczesnym świecie. Wyjałowione środowisko od świństw, byłoby cudowne jednak tylko wtedy, gdybym miała pewność na 100%, że nie wrócą do ekosystemu ludzie podstępni i wredni. Taki powrót bowiem bez ćwiczeń może ukazać nasze słabości i nieźle nam przywalić, zamiast tego spokojnie obejdziemy go bokiem i doświadczeniem.

p.s. def. wdupizmu dla zainteresowanych opracuję i również się podzielę. Czy dokładnie jest ów wdupizm.

wtorek, 9 sierpnia 2011

kiedyś gaduła dzisiaj milcząca

Mam ostatnio wrażenie, że nie umiem mówić. Mówię cicho, niewyraźnie i rzadko. Kiedyś byłam rozgadaną uśmiechniętą dziewczyną, dzisiaj zamkniętą w sobie kobietą, która ma za każdym razem gdy z kimś rozmawia mętlik w głowie. Brak mi motywacji do wypowiadania myśli. Mam wrażenie, że po pierwsze muszę tę myśl, co to miałabym ją wypowiedzieć przemyśleć i dopiero wówczas po uzyskaniu własnej akceptacji, zielonego światła wypowiadać.
Dlaczego tak się dzieje? Moja opinia jest taka, że przestałam ufać we własne zdanie. Błędne decyzje, które powzięłam półtora roku temu, tak diametralnie zmieniły moje życie, tak kompletnie przewróciły je do góry nogami, że przestałam sobie ufać. Wszystko co myślę cenzuruję, próbuję za wszelką cenę czasami coś powiedzieć, ale to jest właśnie najgorsze. Nie mówię tego co myślę tylko byle co.
A ja mam swoje zdanie. Zawsze miałam bardzo silne własne zdanie. Musiałam je wypowiedzieć, czy to na lekcjach, czy na ćwiczeniach, wykładach, w pracy. Czułam się pewnie i swobodnie, lubiłam polemikę, lubiłam znajdować argumenty. Dzisiaj? Niekoniecznie. Polemika mnie nudzi. Mam wrażenie, że każdy wypowiada to co uważa i pozostaje przy swoim.
Kiedyś! Wierzyłam!! , że można zmienić świat, ba że każdy może. Dzisiaj wiem, że każdy dba o swój tyłek wszyscy mają wszystko w dupie i nie przejmują się tym co kto inny ma dopowiedzenia, chyba że jest to szef, ktoś z kim warto mieć dobre relacje lub przyjaciel. Kiedyś z każdym dyskutowałam, wymieniałam poglądy, dzisiaj nie mam ochoty nikogo informować o tym co u mnie i co myślę. Przestałam żartować, przestałam się śmiać.
Muszę nad sobą pracować. Muszę poczuć, że jestem ciekawą osobą. Nawet teraz jak piszę mam wątpliwości czy dobrze, że użyłam słowa „muszę” zamiast np. „mogę”, „chciałabym”. Jestem mdła, robię się przezroczysta. Uśmiechnięta lalka, bez ciekawych rzeczy do powiedzenia. Koszmar!! A na koncie dwa fakultety i inne pierdoły. Była kariera dzisiaj ledwo mi starcza do 1go. Czas wybaczyć sobie i poczuć się ze sobą dobrze.
Wbrew wszystkiemu lubię siebie i w końcu muszę przyznać, że mam problem. Problemy całe mnóstwo ale i nadzieję na lepsze jutro. Będzie ok.!! Musi być.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

emocje po rozstaniu.

Walka z uczuciami, jak rozładować nagromadzone emocje?

Jestem krótko po rozstaniu… hmm rozstaniu dwóch oddanych sobie dusz ale nie światów. Sytuacja taka nie jest komfortowa, żyję ze świadomością, że oboje popełnialiśmy błędy. On poprzez swoje kłamstwa, ja poprzez strach wyniesiony z poprzednich związków.
Strach przed zaangażowanie, przed okazaniem uległości, strach przed pokochaniem. On? Dzisiaj nie będzie o nim, bezpośrednio. Może kiedyś się zdobędę by napisać o nim.
Dzisiaj będzie o tym jak sobie radzić, gdy rozpiera miłość, gdy serce się wyrywa, gdy umysł mówi STOP, gdy partner swoim zachowaniem nie mówi nic. Słowa wypowiada Kocham, czynami im zaprzecza. Słowa bez znaczenia.
Ćwiczę. Codziennie lub co drugi dzień chodzę na trening, który pozwala mi wyładować energię. Dzięki temu, że uprawiam sport lepiej się czuję, ciało jest w świetnej kondycji i nie wpadam w złe nawyki. Ciało to „tylko” „wehikuł w którym przemierza się życie”, ale dodając osobowość pozwala, na podbudowanie ego po rozstaniu.
Spotykam się ze znajomymi. Staram się jednak spotykać głównie z takimi, których dobrze z nami z którymi dobrze się czuję. Z takimi, z którymi relacje są jasne (dotyczy to głównie mężczyzn). Nie mam ochoty na nowy związek, już! Teraz!. Muszę sobie poukładać kilka rzeczy i dlatego a –a… na razie zero facetów jako potencjalnych partnerów. A może inaczej. Jestem gotowa na nowego partnera, ale ma wysoko zawieszona poprzeczkę nie chcę żadnego klina. A przytulić się czasami do męskiego ramienia jest miło, więc lepiej żeby to męskie ramię wiedziało, że jest to chwilowa potrzeba.
Gdy ściska mnie w dołki i patrzę złowieszczo na telefon, w oczekiwaniu na sms, telefon lub z chęcią, rządzą wręcz zadzwonienia/napisania, wyobrażam sobie te momenty, które wskazywały na to że nie jesteśmy dobrani w 100%. Nie chodzi o negatywne momenty wzbudzające złość i poczucie niesprawiedliwości, ani o zbyt pozytywne. Raczej o to, że on lubi a ja, on zostaje ja wyjeżdżam, on ma już dziecko ja bym chciała mieć swoje, on lubi inne kobiety bardzo ja tego nie lubię, że on lubi itd.
To pozwala, na uciszenie chęci zadzwonienia i napisania. Ale pozostaje jeszcze ten ucisk, tęsknota, to uczucie, które zabiera uśmiech rano i kołacze się wieczorem gdy sama zasypiam w naszym łóżku. Najłatwiej byłoby rozpłakać się i poddać tygodniowej rozpaczy. Niestety jest to rozwiązanie, które wyłącza z życia, które nie pozwala normalnie funkcjonować i które może doprowadzić do złych, pochopnych decyzji.
Dlatego gdy tak ściska w dołku od razu sobie wyobrażam, że za jakiś czas przestanie. Próbuję sobie uświadomić moje emocje… emocje przechodzą. Znasz ten moment gdy coś lub ktoś Cię wkurwi?? Ale mówimy naprawdę, soczyście wkurwi!!! Gdy masz ochotę wszystko wykrzyczeć od razu? Tutaj przydaje się oddanie czci cierpliwości. Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość.
A później po burzy przychodzi cisza i spokój. Uświadomienie sobie swoich emocji, w momencie gdy narastają to świetny prezent dla samej siebie i dla otoczenia. Kontrolowanie emocji jest ważne. Niestety gdy stanie się to po raz I-szy, kontrolowanie emocji, już zawsze będzie to w tobie tkwiło. Niestety lekko zabija spontaniczność.
Emocje są ważne. Bez nich człowiek jest niekompletny i nie potrafi podejmować prawidłowych decyzji, czego dowiodły badania. Ale nadmiar emocji może powodować z kolei niewłaściwe kontakty z ludźmi.
I ostatnia rzecz jaką robię to czytam i pracuję, znowu zaczęłam malować. Oddaję się temu co kocham, lubię co wychodzi mi bardziej lub mniej, i co pozwala zrozumieć.
Oto moje sposoby. Działają. Nie da się wyeliminować tęsknoty lub pewnego mini żalu z tego powodu, że się nie udało, ale można te uczucia zmniejszyć. Można spróbować się otworzyć na miłość na sukces. Czy będzie nowa czy stara, czy znana czy niespodziewana się okaże. Ale czuję się dobrze i tego Wam także życzę byście czuły się dobrze, niezależenie od tego co Was spotyka w życiu. Czasami są chwile, które są ponad nasze siły, ponad możliwości płacz, krzyk pomagają..i dobrze!! Ale zostawmy to na extrema a nie codzienne życie. Nie z powodu spóźnienia, nie z powodu, głupiego tekstu itd.

poniedziałek, 25 lipca 2011

kobieta i jej instynkt samozachowawczy.

Instynkt samozachowawczy. .. z przymrużeniem oka.
Człowiekowi od momentu pojawienia się na świecie wpaja się zasady, reguły, moralność i inne przykazania. Od dziecka wpaja się co jest białe a co czarne, rzadko wspominając o szarościach. Jest to oczywiście przykład rodziny przeciętnie funkcjonującej w społeczeństwie (wybaczcie o patologiach, odstępstwach od reguły tym razem pisać nie będę).
W dorosłym życiu te wszystkie „wytyczne” są weryfikowane i nagle się okazuje, że hasło „nie cudzołóż” ładnie brzmiało, ale nawet własnym rodzicom się nie udało wytrwać w wierności, hasło że nie idzie się do celu po trupach, także jakoś w fabrykach i innych zostało dawno zapomniane. Wspominanie o kłamstwie, o dbaniu o przyjaźnie, o lojalności wydaje się być wręcz archaizmem.
Podczas gdy dorosłe życie tak bezpardonowo weryfikuje i rujnuje nasze idealne spostrzeganie świata, warto się przyjrzeć samemu sobie i zobaczyć co jest do zaakceptowania dla nas samych a co całkowitym i ostatecznym naruszeniem naszej wewnętrznej harmonii.
To ostateczne naruszenie uruchamia instynkt samozachowawczy. A działa to tak.
Spotykałam się od roku z cudownym mężczyzną, przystojnym, kochanym czasami i w wielu sytuacjach ideał. Otwierał drzwi od samochodu, wstawał od stołu gdy podchodziłam do stolika lub odchodziłam, rozbawiał mnie do łez, wspierał i kochał, nocne igraszki były jednymi z najlepszymi do tej pory. Miał tylko jedną wadę – dupy na boku.
Jakoś za każdym razem, gdy czułam, że coś się dzieje oczywiście było mi smutno (z zazdrości) ale gdy wracał do mnie złajdaczony i przepraszający, uznawałam za każdym razem, że to co nas łączy, miłość, przyjaźń, wspólne poczucie humoru są ważniejsze niż jedno czy drugie bzyknięcie. Oczywiście nie mówimy o patologii, że facet co dwa dni chodzi na baby, a także nie mieliśmy nigdy oficjalnej rozmowy na ten temat. Jednak kobiety to czują. Nie o intuicję jednak dzisiaj chodzi. Możecie mi tu zarzucić brak logiki, ale tłumaczenie tego teraz jest niecelowe.
Czasami martwiłam się, zastanawiałam, co zrobić żeby nie wpaść po uszy, a przede wszystkim spędzała mi sen z powiek myśl: „zakochałam się i nie będę wstanie poznać nikogo nowego”, co oznaczałoby w moim przypadku, zamknięcie się na nowe znajomości.
Okazuje się jednak, że instynkt samozachowawczy działa w takim momencie i na takiej płaszczyźnie, która jest ważna dla mnie a nie dla całego świata, i ten instynkt ma zdanie tego świata w dupie. Umówmy się bowiem, że zdrada i dwuznaczne sytuacje w oczach obcych stanowią o niej „głupia nic nie widzi” o nim „łajdak ale uroczy”.
Spotkałam się z moją przyjaciółką (to był bardzo, ale to bardzo zły dzień), mój ideał zauważył zaparkowane moje auto i doszedł do nas na kawę. Moja przyjaciółka przejęła rozmową wiedząc, że ja nie do końca jestem w formie. Mój ideał zrobił z siebie totalnego, nielojalnego pajaca.
Od tamtej pory nie miałam ochoty z nim rozmawiać, widzieć go, słyszeć nic a nic mnie już nie ciągnie. Zawsze lojalność i przyjaźń były dla mnie istotniejsze od wierności, czy łapania innych lasek za cycki. Poddałam się jednak jakimś zasadom, które jak się okazuje nie są kompatybilne z moimi przykazaniami moralno- życiowymi. Poddałam się społecznej histerii. Instynkt samozachowawczy w moim przypadku nakierowany jest na zupełnie inne potrzeby. I nawet nie chodzi o to, że ja mam ochotę zdradzać czy być w jakiś inny sposób nie fair, raczej o wybaczenie. Ważniejsze jest bowiem, by z partnerem dobrze się czuć, śmiać i mieć wrażenie ostoi, niż pogrzebać marzenie o przyjaźni w zamian za wierność w łóżku.
Skoro odkryłam na nowo w sobie instynkt samozachowawczy, nic bardziej nie mogło mnie ucieszyć. Wraca powoli zaufanie do samej siebie i pewność siebie. Przyjemne, polecam!!

piątek, 22 lipca 2011

jedynaczka singielka.

Jest taki moment kiedy jedynaczka, singielka, z rozbitego domu zdaje sobie sprawę, iż pomimo przyjaciół, znajomych tak naprawdę jest sama na tym padole.

Rodzice jedynaków, a może raczej jedynaczek, rzadko kiedy potrafią stworzyć rodzinę 3ech muszkieterów. Zazwyczaj jest to kraina trzech niezależnych bytów, które od czasu do czasu tworzą swojego rodzaj reunion, na cześć i rzecz rodzinnych (obowiązków) spotkań. Tak się dzieje szczególnie wówczas gdy oboje rodzice są zapracowani, atrakcyjni i pożądani przez całe rzesze ludzi dookoła. A kto dla takiego rodzica będzie bardzie atrakcyjny ? niepracująca matka z dwójką dzieci, czy osoba podobna do danej matki? A dla ojca kto będzie bardziej atrakcyjny? Kolega z 3jką dzieci i kwękającą żoną, marudzący na jej stękanie i niezadowolenie czy inny facet singiel ew. z dzieciakiem nie sprawiającym problemów i wesołą żoną? Problemy podobne, sytuacje możliwe do porównania i dużo śmiechu.

Dlatego życie takiego jedynaka nie jest proste. By zwrócić na siebie uwagę rodziców, musi dorosnąć szybciej od innych. Po pierwsze po to by móc nawiązać z nimi ciekawą rozmowę (bo kto by rozmawiał o „kaczce dziwaczce”), po drugie po to by od najwcześniejszych lat zacząć brać odpowiedzialność za siebie.

Rodzice jedynaczki i jedynaka, chcą by był on zaradny i uczą go życia. Oczywiście budowanie wartości takiego młodego jedynaka to jedno z ciekawszych i najłatwiejszych zadań. Jedynak nie ma potrzeby konkurowania z całym światem, raczej działa tak by było mu wygodnie i dobrze, ale wcale nie kosztem innych. Docenia ludzi i relacje z nimi (niestety nie na długo), ma poczucie że jest kimś wyjątkowym i dlatego wiele zdobywa z dużą łatwością.
Przychodzi jednak chwila zwątpienia, chwila kiedy trzeba stawić czoła porażce, chwila kiedy okazuje się, iż świat nie traktuje nas tak wyjątkowo, jak traktowali nas rodzice. Zaraz, zaraz (powiecie), to się interesowali czy nie interesowali, to traktowali jak kogoś wyjątkowego czy nie?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Jeżeli nie masz konkurencji zawsze będziesz czuł/ czuła się wyjątkowo. 1 mężczyzna wśród 100 kobiet, jak i 1 kobieta wśród 100 mężczyzn będą czuć się wyjątkowo i będą bardzo pożądani. Więc to nie tyle rola rodziców (nie mają za bardzo z kim porównywać, jak są dumni to tylko z jednego dziecka, jak mówią to tylko o jednym dziecku bo mają tylko jedno), co sytuacja w jakiej ta trójka się znajduje.

Zmierzam do tego, że życie jedynaczki, singielki w pewnym momencie może stać się nieznośne. Już jako singielka (gdy do tego atrakcyjna), staje się pewnego rodzaju persona non grata, to jeszcze nie ma naprawdę ale naprawdę bliskiej osoby wokół. A gdy rodzice układają swoje życia na nowo, jest to tym bardziej doskwierające, bo w ich życiach nie ma dla jedynaczki/ jedynaka miejsca. Owszem na odległość i od czasu do czasu, ale na stałe…

Zdając sobie z tego sprawą kilka uwag do takich właśnie jedynaków i jedynaczek:
1. Dbaj o przyjaciół, znajomych z podobną troską. Nigdy nie wiesz kiedy przyjaciel stanie się znajomym a kiedy znajomy przyjacielem.
2. Nadal dbaj o swoją niezależność ducha i nie pozwól, by ktoś leczył Twoją osobą swoje kompleksy.
3. Emanuj pewnością siebie. Nadal myśl o sobie, że nie masz sobie równych nawet wówczas gdy się wali i pali. Los się odwróci. Nie ma nic gorszego niż słaby jedynak.
4. Za młodu pozwalano Ci dowolnie wypowiadać swoje zdanie. Dorosłe życie temperuje, tę odwagę, ale nie stawaj się tchórzem. Lepiej wzbudzać kontrowersje niż wprowadzać nijakość.
5. Nigdy ale to nigdy nie pozwól sobie na udział w głupich zawodach o to kto jest lepszy, popularniejszy itd. Twoja oryginalność jedynaku sama się obroni.
6. Ostatnie choć nie mniej ważne niż pierwsze, JEDYNACZKO POLUB SIEBIE!! A jeżeli już lubisz to pielęgnuj to w sobie. Nie masz, bowiem nikogo kto mógłby Cię obronić, nie masz starszej siostry ani brata, młodszych o których Ty byś walczyła też nie masz. Dlatego polub siebie, byś mogła bronić się sama.
Świat jest dzisiaj pełen powierzchowności, skrótów, bezmyślności, noży w plecach i innych niespodzianek. Jedynak nie ma się komu wyżalić, nie ma się komu przyznać do tego, że się boi, nie może powiedzieć otwarcie o tym co czuje… Nauczony jest, że ma być silny, że ma się nie poddawać, że ma wygrywać. I tego Wam drogie jedynaczki i jedynacy życzę, byście nigdy nie chcieli opowiadać nikomu jak Wam źle, bo może się okazać że nikt nie jest wstanie tego zrozumieć.

czwartek, 7 kwietnia 2011

kompromis

Kompromis w związku.


Kompromis – to taka mantra każdego człowieka funkcjonującego w społeczeństwie. Trzeba (podobno) szukać kompromisów, w życiu, w związku, w pracy, w rodzinie. Bo, niby, kompromis ma być wytrychem do łatwiejszego, przyjaźniejszego funkcjonowania wśród innych. Ma być odpowiedzią na knflikty, na wszystkie konflikty. Szczególnie łatwo uczy się zamiłowania, wręcz wpaja się pewną ideologię kompromisową - kobietom. Bo nie można się kłócić, bo nie można stawiać na swoim za wszelką cenę, nie można i nie można.


A ja powiem można! I trzeba! I wręcz koniecznie, należy brać przykład z mężczyzn, którzy zamiast szukać komrpomisów, najczęściej akceptują odmienne cechy swoich kumpli. Nie chodzi o fundamenty, czyli o zdrady, kłamstwa itd. Ale o dbanie o własną tożsamość, marzenia, o nie mylenie kompromisu, ze zmianą własnej osobowości. Godzą się z cechami, decyzjami kumpla, i albo decydują ma przyjaźń z nim, albo przystają na jego pomysł albo nie.


Często się zdarza, że w parze, która idzie na kompromis, tak naprawdę jedna strona z czegoś rezygnuje. Jeżeli to jest kwestia wyboru restauracji, czy filmu w kinie, powiedzmy, że nie ma dramatu, ale gdy sprawa dotyczy, wyborów zawodowych, życiowych, wpływających diametralnie na nasze jestestwo, sprawa jest bardzo poważna.


Dlaczeg? Zapytacie. Przecież kompromis ma zabarwienie pozytywne, a Ty je opisujesz pejoratywnie. A no dlatego, że kompromis sprawia, iż ambitna, zaangazowana kobieta, staje się niezaangażowana i mniej ambitna, na rzecz zaangażowania i ambicji swojego męza. Albo mąż, partner, traci swoją pasję, na rzecz związku z kobietą, która nie akceptuje jego potrzeb.


Chodzi o akceptację partnera, partnerki, a nie godzenia się na coś, co stoi w sprzeczności z naszym charakterem, z naszymi zasadami.


Tu dochodzimy do pewnego sedna. Tzn. jak łączą się partnerzy. Jedni łączą się szybko i gwałtownie, później się „docierają” to docieranie nazywają „kompromisem”. A w zyciu można spotkać partnerkę/ partnera, który będzie nam odpowiadał całym sobą. Tzn. będziecie mieli podobne pasje, albo podobne charakaktery, poszukujące np. wyjątkowej bliskości, lub wręcz przeciwnie z potrzebą wolności, wyjazdami z kumplami itd. Ale, aby takie rzeczy sprawdzić, warto nie isć na pierwszej randce do łóżka, tylko poczekać. Do momentu gdy nawiąże się między Wami przyjaźń, gdy poznacie się na tyle dobrze, by wiedzieć, że Waszym spoiwem będzie głównie tęsknota za wzajemnym towarzystwem, wspólnym śmiechem, rozmowami do białego rana, lub milczeniem trzymając się za ręce, a tęsknota cielesna będzie cudownym dodatkiem.


Kompromis, nie jest dobry, a wybór odpowiedniego partnera poprzez cierpliwość jest wspaniałą nagrodą. Bez pośpiechu, za to z pasją i humorem. Z prawdziwym sobą i prawdziwym nim/nią. Fascynująca przygoda przed Wami.


Jeszcze tylko na koniec, gdy na początku jesteś w związku z pasją, ze swoim hobby, ze swoimi przyzwyczajeniami, partner i Ty zakochujecie się w sobie w takich właśnie WAS. Później zmieniając, swoje hobby ,pozbawiając się swojej pasji, przestajecie być tymi osobami co na początku, i o ile w małej dawce jest to nawet wskazane, o tyle ze sportowca przemiana w kanapowca jest na dłuższą metę, powodem do rozstania. Dlatego, jeżeli jesteś kanapowcem nie udawaj soportowca, a gdy jesteś sportowcem, nie tyj, z powodu związku 20 kg. Jezeli masz zasady, które są dla Ciebie wazne nie lekcewaz ich, udając ze masz inne. Bądź sobą :D


niedziela, 3 kwietnia 2011

gdy miłóść to za mało?

czego pragną oboje?

Miłość. Słowo piękne, wyśnione, obietnica wspaniałej przygody dłuższej lub krótszej. Miłość pomiędzy kochankami, partnerami to uczucie, moim zdaniem, najpiękniejsze na świecie. Nie mogę tego porównać z miłością matki do dziecka. Nie chcę. To inna radość.
Znam jednak pary, które używając hasła „miłość” tkwią w partnerstwie kompletnie sobie nieodpowiadającym.
Ona energiczna, sportsmanka, aktywna zawodowo i społecznie. Ciesząca się życiem. Dbająca o dom, z pedanterią przecierająca kurze, składająca majtki w kosteczkę i kocyk frędzlami na zewnątrz podłokietnika. Spragniona romantyzmu, wspólnych wieczorów, kolacji, spontanicznych wypadów, pikników.
On. Indywidualista, samotnik. Próbujący zwrócić uwagę otoczenia poprzez coraz to dziwniejsze teorie, dotyczące swojego życia. „nie będę jadł śniadania. Zostanę ascetą”. Podczas obiadu ascetą już nie był, wręcz można go było posądzić o hedonizm. Takie zachowanie może być postrzegane jako urocze. Po 4ech latach wspólnego dzielenia dni, nie potrafiący się zdecydować na wspolne bycie i życie. Zamiast tego demonstrujący swoją indywidualność, (samochód jego – sam kupił, kanapa ich – ona kupiła). Nie dbający o porządek. Pedantyzm? Hmm czy to jakiś gatunek ptaka?
Przez 4y lata komedie i tragedie. Rozchodzenie się i schodzenie, wspólne wakacje, przeprowadzki i wyprowadzki. Fochy, angażwoanie teściów..no cóż można sobie wyobrazić czego tam nie było? Nie było zdrady i przemocy.
Obrazek. Padła decyzja rozchodzą się. Wszyscy znajomi, zaczynają oddychać z ulgą, bo choć uwielbiają oboje, nie można się oprzeć wrażeniu, że oczekują czegoś innego od zycia i związku. Ona pragnie rodziny i stabilizacji, podczas gdy on wolności i miłości, bez zobowiązań. Męczą się razem, choć trudno im się było do tego przyznać.
Obserwując z boku, ich relacje, łzy i gniew, miłość i tęsknotę, każdy z nas myślał :”jak im pomóc? Czy można się wtrącać? Czy doradzać?”. Nie można było im pomóc, musieli sami dojść do takiej decyzji. Potrzebowali na to czasu. Nikt za nich nie podjąłby decyzji i nikt z nas nie byłby w stanie przekonać o wyższości wolności nad toksyczną relacją. Teraz się rozchodzą, a my ich przyjaciele będziemy obok. Będziemy trzymać za rękę, ale nie będziemy już namawiać by się zmieniali, by próbowali. Wbrew pozorom nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za ewentualny ślub a później rozwód.
Tak każdy podejmuje decyzje sam. Każdy z nas jest dorosły i nawet najlepsza rada, lub rada od najukochańszej osoby, nie może przyćmić własnego zdrowego rozsądku.
Ten post to przestroga! Przed tkwieniem w czymś co nie ma sensu. Można się kochać, ale gdy dwie osoby chcą od życia czegoś innego, trzeba się temu przyjżeć bez sentymentu. Będzie bolało. Złamane serce zawsze boli. Nadzieja, która umiera, plany, marzenia, wspólna obietnica czarującej podróży po meandrach problemów, niespodzianek, codziennych błachostek. Przypatrując się tej parze, pierwszy raz zrozumiałam hasło, przyjaźni po związku. Oni się lubią, oni się kochają. Tylko chcą inaczej. I to inaczej muszą uszunować, nie tylko ze względu na drugą osobę ale przede wszystkim ze względu na samych siebie. Nie ma w tym nic złego, że ona chce rodziny i w tym, że on jej nie chce. Nie ma nic złego w tym, żeby szukali swojego szczęścia z kimś innym, w innej relacji z innymi oczekiwaniami.
Życzę Wam zdrowego rozsądku, partnerstwa i nie kompromisów, które sprawiają, że człowiek przestaje być sobą, tylko związków, w których możecie być sobą i takich właśnie Was kocha, szanuje, akceptuje Wasz partner, partnerka.

poniedziałek, 21 marca 2011

wietrzna insomnia

wietrzna insomnia

wiatr niosąc piosnkę
w każdym skowycie
wirujących, chcących się przedrzeć
kul wiatrzastych, pierzastych
przez szczeliny
i krzyczy
ze dach sie wali
ze pradu zabraknie
ze krzywdy sa nieuchronne
i beda płakać
i beda płacic
az ucichnie...

Wasza niespiaca K.

Nie czytaj mezczyzny między wierszami

bo kobiety maja tak, ze zauroczone dopisują zdania nie napisane i szukają słów nie wypowiedzianych. A faceci są tak skonstruowani, że piszą i mówią to co myślą, nic ponadto. Sami się nie domyślają, to jak mogliby prowokować kobiety do szukania podtekstów.

czwartek, 24 lutego 2011

Brak sexu w zwiazku.

Brak pożądania i brak ochoty na sex.

Piszę o tym, chociaż samej mnie temat ten nie dotyczy, ale zauważyłam, iż jest problemem nurtującym wiele osób. Zarówno kobiet jak i mężczyzn. Różne potrzeby sexualne, lub kompletny zanik potrzeb sexualnych, bywa przyczyną rozstań i rozwodów. Czasami chodzi o złe zgranie partnerów, ale częściej jednak o pojawiający się w pewnym momencie związku, brak zainteresowania strefą sexualną wspólnego życia.

Dwie połówki jabłka, potrafią się kochać, przyjaźnić, szanować ale niestety, nie tylko na tym opiera się związek. Jest zapewne wiele takich par, gdzie jedna ze stron decyduje się na pozostanie w danej relacji, z różnych względów. Ale czy jest szczęśliwa?

Z moich obserwacji i wyczytanych w różnych miejscach informacji wynika, iż zaburzenia Libido, mogą mieć różne podłoże. Wariacji jest całe mnóstwo ale trzeba pamiętać, iż zanik potrzeb sexualnych można często wyeliminować. Co pozwoli na dalsze wspólne prawidłowe funkcjonowanie.

Przyczyny braku popędu, czy też braku zainteresowania partnerem w sferze sexualnej, są m.in. takie:

1. Z badań wynika, iż wśród każdej populacji istnieje min. 2 % , które nie jest zainteresowane tą sfera życia. Nie czerpie przyjemności z samego aktu, nie ma potrzeb przeżywania orgazmu.

2. Choroby np. depresja, cukrzyca. Zarówno poprzez używane do ich leczenia medykamenty jak i burze hormonalną, która w takich stanach jest częstym objawem.

3. Stosowanie pigułek antykoncepcyjnych. Na jedne kobiety nie mają one żadnego wpływu, na inne ogromne. Ja należę do tych kobiet, które zdecydowanie odczuwają oddziaływanie pigułek antykoncepcyjnych. Nie spada mi libido, ale mam np. stany quasi depresyjne. Po obserwacjach własnych, widzę, że „siada” mi humor ,chociaż nie ma powodu. Znając siebie wiem, że np. w jakiejś sytuacji bym się cieszyła, a zamiast tego zaczynam łapać nastrój melancholijno sentymentalny. Warto pamiętać, że pigułki antykoncepcyjne są świetnym rozwiązaniem, jednak występują także efekty uboczne. Niestety. Partner powienien pamiętać o tym także, by ewentualne wahania nastrojów zrozumieć i starać się jakoś temu zaradzić.

4. Nieujawniona orientacja sexualna. Hmm… temat trudny. Zazwyczaj bywa tak, że dana osoba wstydzi się swojej orientacji sexualnej, że pochodzi z małej miejscowości, gdzie boi się ujawnić, że nacisk rodziny jest tak duży , iż rzuca się w akcie desperacji do tworzenia związku, który nie powinien mieć miejsca. Zazwyczaj chodzi o Mężczyzn, którzy okazują się być homoseksualistami. W tym jaką kto ma orientację sexualną nie dopatrywałabym się niczego innego poza zwykłą biologią. Uważam jednak, iż wciąganie partnerki w taki związek, który z góry skazany jest na porażkę, jest zwykłym aktem egoizmu. Strach istnieje, ale nie trzeba się wiązać. A samo wiązanie się jest już efektem własnej wygody. Szkoda, że cierpią na tym dzieci. Może ktoś powie, lepszy rozwód i rozstanie rodziców, niż tkwienie w patologii. Zgadzam się, ale lepiej żeby takich przypadków nie było.

5. Ciąża. Dla kobiety przeżycie, mające ogromne znaczenie dla jej sexualności, dla jej samopoczucia i spełnienia. Bywa, że zainteresowanie dzieckiem przysłania cały świat i jest efektem późniejszych nieporozumień partnerskich. Niestety często to obserwuję, i niestety my kobiety musimy być bardziej świadome, iż nie jesteśmy same na świecie i same w związku. Oczywiście nie ma konieczności zmuszania się do czegokolwiek, ale brak porozumienia w tej płaszczyźnie jak w każdej innej będzie powodem konfliktów.

6. Problemy/nadmiar pracy/ zmęczenie. Nie będę pisać, że tłumaczą wszystko. Ale po kilku latach związku, udaje się utrzymać temperaturę , gdy oboje partnerzy o to zabiegają. Ta przyczyna może dotyczyć zarówno kobiet jak i mężczyzn. Wynika, z braku możliwości odprężenia się, z brakuj wolnej przestrzeni w umyśle, która by pozwalała na poddanie się jakimkolwiek przyjemnościom. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z człowiek odpowiedzialnym, który z zasady, lub w naturalny sposób troszczy się o swoich najbliższych.

7. Zdrada. Hmm… dołączam do tej listy, tylko po to by zadość uczynić rzetelności. To także, bowiem jedna z przyczyn braku sexualnych potrzeb w danym związku. To taka przyczyny, co nie po co usuwać jej samej, a lepiej usunąć całe towarzystwo.

8. Problemy psychologiczne. Istniejące od zawsze, ujawniające się w życiu dorosłym różnie. Głównie chodzi o różnego rodzaju syndromy krzywdy. Traumatyczne przeżycia, jak gwałt, jak surowe wychowywanie, jak molestowanie sexualne itd. To wszystko także może mieć ogromny wpływ. Pomocna i konieczna będzie terapia i wspierający partner. Nie popełniajcie jednak błędu, by partner sam musiał się domyślać, że to nie o niego chodzi, że nie w nim tkwi przyczyna Waszej oziębłości. Na traumę, z przeszłości, nie ma się wpływu. Ona się wydarza bezwiednie, nie pytając. Ma ogromny wpływ, na związek, na relacje z ludźmi. Oczywiście, nie ma co wymachiwać takimi przeżyciami przed oczami wszystkich dookoła, bo ludzie są okrutni, ale tej ukochanej osobie warto powiedzieć, by miała a. wybór, b. też otrzymała wskazówki jak może pomóc.

9. Wypalenie się związku. Nie ma co się oszukiwać. Czasami trzeba spojrzeć prawdzie, w oczy. Coś się kończy. Poprzez wydłużenie się okresu życia człowieka, z biologicznego punktu widzenia, wynika, iż nie jesteśmy stworzeni do jednego partnera przez całe życie. Ani mężczyźni (co raczej oczywiste) ani kobiety. Średnio człowiek zakochuje się 7 razy, i ma min. Dwa poważne związki w swoim życiu. Często partnerzy w taki wypaleniu pomagają, mężczyźni, rozsiadają się w fotelu z pilotem i piwem, nie dbając o higienę, lub zaniedbując ją, zapominając o rocznicach itd. A kobiety równie chętnie tyją, skracają włosy, stają się bardziej niechętne na kokietowanie i flirtowanie z własnym > mężem „bo po co?”.

Obiecałam sobie, iż nie będę pisać już postów na 2-e strony. Niestety jednak i tym razem się nie udało. Temat jest obszerny i na pewno jeszcze do niego wrócę. Warto pamiętać o chorobach na tle biologicznym, i psychologicznym, powodujących dysfunkcje sexualne.

Najgorszą z tych dysfunkcji bywa KOCHANKA lub KOCHANEK. ;) Cóż , jak stare przysłowie mówi, „każdy kij ma dwa końce a proca ma trzy”. Czasami tak jest. Jedni walczą inni zostawiają, jeszcze inni robią coś w brew sobie. Pamiętając jednak by żyć i traktować innych tak jak sami chcielibyśmy być traktowani, unikniemy własnych błędów. Nie mamy wpływu na innych. Od naszej postawy zależy na ile uzależnimy się od partnera / partnerki. Ciągle jak maniaczka będę powtarzać, nie pozwól by on/ona stała się całym światem, bo gdy go/jej zabraknie, Twój świat runie.

Pozdrawiam Was, mając nadzieję, iż każdy czytelnik jest w związku z idealnie dobranym libido. J

środa, 16 lutego 2011

Dlaczego mezczyzni klamia ?

Dlaczego mężczyźni kłamią?

Teeemat rzeka… kłamią bo mogą, kłamią bo chcą, kłamią bo to jest wpisane w ich naturę, kłamią bo mają powód i kłamią bez powodu. Tak! Po prostu kłamią.

Pisząc o męskich kłamstwach, lub o lekko skrzywionym postrzeganiu rzeczywistości, musiałam się zastanowić, na ile to zjawisko jest problemem, na ile jest widzimisię, na ile jest to cecha typowo męska, aż wreszcie czy na pewno należy to tępić.

Ku zapewne niechęci wielu kobiet, muszę przyznać, iż problem kłamstwa nie wydaje się być czymś, co trzeba tępić za wszelką cenę. Jest to zjawisko stare jak świat, a i nie dotyczy tylko Panów, ale i pań. Nie chcę oceniać czy w równym stopniu czy w jak bardzo różnym, tylko pokazać przyczyny dla których mężczyźni kłamią i co my kobiety możemy z tym zrobić, jak można z tym żyć, a wręcz jak żyć z tym nie musimy.

Mężczyźni kłamią. Ot, taka paradoksalna prawda. Hmm… męski czytelnik, niejeden się zacietrzewi, uniesie ramiona i powie „ jak można tak spłycać, tak wrzucać wszystkich do jednego wora?”. „A kobiety to co?”. Kobiety też kłamią, ale ten artykuł jest o męskich kłamstwach, o damskich zapewne z czasem napiszę. Wychodząc z założenia, że kłamią. Należy rozróżnić trzy rodzaje kłamstw.

I-y rodzaj to ten, który ma na celu opowiadanie półprawd, żeby zaimponować partnerce, żeby nie denerwować, żeby zrobić jej przyjemność itd. Czyli takie kłamstwa, nazwijmy je „pozytywnymi”. Panowie w swojej naiwności, zbyt często wychodzą z założenia, że „cel uświęca środki”. Niestety czasami wychodzi na opak. Szczególnie, gdy tych kłamstw jest dużo w jednym czasie, i z małego kalibru robi się wielkie działo. Nie chodzi, o to, że te kłamstwa są małe, tylko ich liczba powoduje totalne zachwianie naszym poczuciem zaufania i bezpieczeństwa. Jest to naturalne. Jeżeli facet kłamie, w sprawie małych rzeczy, i w takiej ilości nagminnie, jesteśmy przekonane, że tym bardziej będzie oszukiwał w sprawach dużych i poważnych. Tu na szczęście zazwyczaj się mylimy. Oczywiście wszystko zależy od stopnia zaangażowania, intensywności związku i zdefiniowaniu czym są rzeczy poważne. Ale w 90% przypadków możemy być pewne, że facet kłamiący w błahych rzeczach w dobrym (jak mu się wydaje) celu, w sprawie wymagającej wspólnego działania, kłamać nie będzie.

Ostatnio jednak, ku przestrodze, tych wszystkich którzy kłamstwa uważają, za mały wręcz nieważny problem, usłyszałam badania amerykańskich naukowców dotyczące tego tematu. Wynika z nich jednoznacznie, iż im częściej kłamiemy tym mniejsze mamy wyrzuty sumienia. O ile nie ma konsekwencji O TYLE BĘDZIEMY TO ROBIĆ CIĄGLE I STALE.

II-i rodzaj kłamstwa, jest bardzo niebezpieczny służy uwodzeniu i zwodzeniu. Wypowiadane są hasła i zdania, które kobieta chce usłyszeć a które nie mają pkrycia w rzeczywistości, natomiast są świadomym działaniem w celu osiągnięcia jakiejś satysfakcji lub pomocy. Jednym słowem wykorzystywanie. Emocjonalne, finansowe, zawodowe, życiowe. Chodzi o korzyść płynącą ze związku a nie o partnerkę jako taką. Typowa manipulacja. Koniec końców zawsze wychodzi na jaw, ale dobrze przeprowadzona nie będzie miała swoich konsekwencji. Raczej tak potraktowana partnerka wyjdzie z założenia, że była za słaba albo, że „no nie wyszło”. Dlatego warto zwracać uwagę na:

1. To co facet mówi. Jeżeli zbyt szybko słyszysz hasła na których Ci zależy, które podbijają Twój bębenek wartości, zastanów się, czy tak bywa zawsze i czy jest to naturalne. (nie uciekaj, obserwuj.) Np. częste podkreślanie „jestem singlem”, może świadczyć iż nasz bohater nie do końca ma czystą sytuację. Lub „a czy wyobrażałaś sobie już ślub?” – także bywa przez kobiety mylone z jego zainteresowaniem partnerką i wprowadzenia jej w inny stan.

2. Na ile jest spontaniczny a na ile ostrożny. – jeżeli często mówi, że ma masę spraw do załatwienia, jest bardzo zmęczony, lub jedzie gdzieś, a nawet skądś dokądś, warto się przyjrzeć czy takie ogóle słowa nie mają przełożenia na krzywą, nieodpowiadającą nam rzeczywistość.

3. Jak się zachowuje w sytuacjach dla niego mało wygodnych. Poważniejsze rozmowy. Czy głównie mówi sam, czy pozwala Ci zadać pytanie, czy dyskutuje. Jeżeli prowadzi monolog, i próbuje Cię tym samym zmiękczyć odwrócić Twoją uwagę od tego co jest naprawdę ważne, raczej 70% szans, że coś kręci.

4. Jak odbiera telefon, czy swobodnie, czy zawsze sprawdza kto dzwoni. Jeżeli sprawdza kto dzwoni są dwie przyczyny, albo dotyczy to innej kobiety, albo złych interesów. Swoją drogą obie te sytuacje są niepokojące.

5. Czy wprowadza Cię do swojego świata, czy zostawia na uboczu. To jest kwestia delikatna. Jedni uważają, żeby nie wprowadzać do swojego towarzystwa osoby, którą krótko znają i co do której nie są pewni, zanim nie przekonają się, że to TO. Ale musisz patrzeć jak długo to trwa, i czy ta osoba chętnie wchodzi do Twojego świata. Jeżeli na ostatnią część, odpowiedź jest pozytywna, to już połowa sukcesu. Ale znam i takie przypadki, gdzie mężczyzna nie czynił z partnerki części swojego świata, a chętnie wchodził w jej, by sprawdzić, czy jej przyjaciele mu się spodobają czy też, „ta druga” jednak ma więcej do zaoferowania.

6. To jakie miejsca wybiera na Wasze spotkania. Czy jest to centrum miasta, gdzie wszyscy znajomi mogą Was spotkać czy też, raczej na obrzeżach.

7. Czy łatwo okazuje Ci czułość wśród ludzi, czy raczej wykonuje niezręczne ruchy, by uniknąć dotykania rąk, twarzy, całusów, buziaków.

III – i rodzaj kłamstw, to niewybaczalny, wynikający z tchórzostwa, z nieporozumień, z dziwnej dwulicowości. Czyli zdrada. Podwójne życie, jednorazowy skok w bok, nieważne jakiej maści zdrada ale zdrada. Nie muszę tego komentować, ale napiszę jedno. Za dużo kobiet, chętnie wchodzi w cudze związki, zbyt wielu mężczyznom uchodzi to płazem i jest zbyt duża tolerancja na takie zachowania w społeczeństwie. Dopóki będzie pokutowało przekonanie, że to w sumie nic takiego, a partner lub partnerka będą próbowali wytłumaczyć i wybaczyć, nic się nie zmieni, a wręcz może dojdziemy do modelu gdzie wielu partnerów będzie rozwiązaniem, zamiast monogamicznych związków. Łatwo ulec pokusie i instynktowi i wszystko zniszczyć co się budowała w życiu. Trudniej nad tymi odruchami zapanować, ale właśnie dlatego nazywamy się homo sapiens, że to potrafimy. Nie doceniana jest możliwość budowania, wyjątkowych więzi, między kobietą i mężczyzną. Zarówno emocjonalna jak i sexualna. Ta ostatnia jest bardzo ważna i trzeba o nią dbać. Tak by żaden, jednorazowy skok w bok nie wydawał się atrakcyjny, ani dla kobiety ani dla mężczyzny. Nie jest to łatwe ale bardzo ważne.

Czy zdradę warto wybaczyć? Najłatwej napisać, zależy to od podejścia, od charakteru od indywidualnych potrzeb. A ja napiszę NIE WARTO. Po zdradzie już nic nie jest takie samo. Nigdy nie wróci dawny spokój i lekki sen. Ciężko się przeżywa, szczególnie w przypadku bardzo silnych własnych uczuć i emocji, takie rozstania, ale jak mawiała moja prababcia „ jak cię zdradzić raz, to jest jego wina, ale jak Cię zdradzi drugi raz to jest Twoja wina”. Dlaczego? Bo pozwoliłaś mu zostać. Gdybyś kazała mu odejść nie miałby szansy by zrobić to ponownie.

Mężczyżni kłamią. Czy bywają dobre kłamstwa? Tak jak pisałam wcześniej, o ile dotyczą one drobnych małych rzeczy nie ma to znaczenia. Czasami czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Ale niedobre jest przekonanie, a wręcz podsycania przekonania u partnera, że jego kłamstwa przechodzą mu płazem, że nie ma kosekwencji. Nawet drobnych, chociażby krótkiego komunikatu, który świadczyłby o tym, że „zauważyłam, że mnie okłamałeś, dzisiaj nie zrobię z tego afery, ale zrób to jeszcze raz, a będzie inaczej”.

Jednym zdaniem drogie Panie, nie pozwalajmy się oszukiwać. Jeżeli intuicja podpowiada nam, że coś jest nie tak, obserwujmy chwilę dłużej niż zazwyczaj. Nie angażujmy się dopóki nie poczujemy, że faktycznie, ten mężczyzna zasługuje na wszystko od nas co najlepsze.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

związek - wieczne wakacje.

Związek - jak piękne wakacje.

Wyobraźcie sobie, że leżycie na pięknej plaży, pośród interesujących, apetycznych ludzi, w blasku przyjemnie piękącego słońca, z palmą kokosową u boku. W niedalekiej oddali słychać szum fal, który jest nadzieją, na lekką ochłodę i przyjemne ukojenie dla nagrzanego ciała. Słychać śmiechy, muzykę, psst.. otwieranych puszek sprite’a, grzechotek shakerów z pysznym martini i dwiem oliwkami. Ma się ochotę bawić, tańczyć, rozmawiać, czytać. Każda napotkana osoba, to możliwość poznania nowego fascynującego bardziej lub mniej światopoglądu, żartu, historii… to wszystko wokół Ciebie jest w zasięgu ręki. Czujesz się dobrze sama ze sobą, tym samym z przyjemnością, wchodzisz w nowe niepoznane grupki ludzi, towarzyszy podróży przez plażę. Nie obawiasz się odrzucenia, bo jesteś ciekawa i…fajna J Tak o Tobie mówię! Ty jesteś taka. Chciana. Wyobraź sobie, jak gładko, bez napięć, lekko i naturalnie rozmawiasz, tanczysz.

Pomimo tego pięknego, uroczego krajobrazu prędzej czy później robi się tak gorąco, że jedyną przyjemnością będzie, zanurzenie się w chłodnej wodzie. Oddać się zabawie przeskakiwania przez fale, czy nurkowania pod pieniącymi się grzywami… Silne prądy, powodują, że czasami traci się równowagę ale tylko na chwilę, i nie upada się boleśnie. Chodzi o to by nie utonąć.

Tak samo jest z życiem i związkami. Przełóżmy teraz to porównanie na grunt, życia, które z definicji powinno być przyjemne. Jasne, zdarzają się poparzenia, ale o tym za chwilę. Ogólnie życie, niech będzie naszą plażą, w której poznajemy nowych ludzi, nowe miejsca, spędzamy czas na tym co lubimy i robimy to co musimy (smarujemy się olejkiem by poparzenia nie były zbyt głębokie,) pracujemy, wychowujemy dzieci i dorastamy. To taka słodka przygoda z leżakiem w tle, przemieszczanym w coraz głębsze zakamarki tego co niewiadome, niezrozumiałe i nieznane. Z większą świadomością, podchodzimy do obserwowanych histroii na plaży i gier. Jedne nas będą zajmować, inne uczyć, a jeszcze inne nudzić.

A woda to nasz związek. Takie ukojenie dla, spalonego słońcem ciała. Ochłoda i miekko przylegająca powłoka. Łagodna lub z falami, byle nie większymi niż my sami. Najlepiej bez tsunami. Gdy tak sobie wchodzimy do tej wody, mamy ochotę się popluskać, poczuć się komfortowo, pobawic, poskakać, popływać. Ze związkiem dwojga ludzi jest podobnie. Zacznę jednak od błędu, który często pratnerzy popełniają. To kompletne zatracenie się w partnerze i zupełna, kategoryczna rezygnacja z plaży. Niektórzy chcą tylko wody, choć plaża też jest fajna, szczególnie, że dzieje się na niej naprawdę wiele rzeczy. Jednak rezygnują bo myślą, że źródło wyschnie, że zostanie przeniesione. A to nieprawda. Prędzej, nasza skóra nie zniesie ciągłego nasiakania i moczenia, niż cokolwiek dobrego stanie się z ciągłego siedzenia w wodzie.

Dlatego dla równowagi musi być jedno i drugie. Wybieramy naszego partnera, świadomie, z myślą, że razem się wyjątkowo dobrze dogadujemy, dużo się śmiejemy, wspaniale jest nam z nim/nią w łóżku. Wiążemy się, wyznając podobne zasady i reguły, myśląc, że stanowimy uzupełnienie dla siebie i swoich światów. Jego plaża i nasza plaża, to podobne plaże ale nie takie same i całe szczęście. On czasami nas zaprosi na swoją, my zaprosimy go na naszą, ale czy tworzenie dokładnie tej samej plaży pozwoli nam na poznawanie świata tak samo przyjemnie?

W związku warto się chłodzić, a w życiu warto się grzać. W naturze potrzebny jest balans,a w życiu? A w życiu moje drogie dwa minusy i plus daje plus. A plus i minus daje minus. Tym samym czasami lepiej, żeby było więcej plaży a mniej wody, niż za dużo wody. Nie możemy pozwolić, na utonięcie, lub zachłynięcie. Nie pozbawiajmy się przyjemności, z poznawania i rozmawiania.

Na początku wspominałam o poparzeniach. W życiu człowiek parzy się, nie raz nie dwa, ale mnóstwo razy. Czasami jest to tak silne poparzenie, że przez następne kilka dni nosimy, tshirty ochronne, lub nawet chowamy się w pokoju by złapać oddech i zaleczyć te miejsca, które wymagają szczególnej troski. Ale później znowu, mamy ochotę wyjść na światło, na plażę. Nie chodzi o to by rezygnować z życia, plaży, nawet jeżeli to czasami boli. Sęk w tym by za każdym razem, chodzić po niej pewnie, z przekonaniem i naturalnie. Sęk w tym, że czasami tak jest i tyle.

Dobrze mieć swoją plażę. Dobrze mieć swoje miejsce, które jest tylko nasze i przyjemnie jest się nią dzielić, ale nie osaczać. Nie przesypywać swojego piasku do piasku sąsiada, bo to Syzyfowa praca. Praca bezsensu, i pozbawiona rezultatu. Te plaże będą podobne, lub nie, ale każde z Was pracowało nad swoją plażą. Szkoda zasypywać, przesypywać rezultaty naszych działań, poświęconego czasu i zaangażowania.

Ja lubię swoją plażę, chociaż różnie na niej było i jeszcze różnie będzie. Ale kocham słońce bo kocham życie, kocham ludzi, chociaż pażą, a jednak częściej dbają o piękną opaleniznę,, kocham gładką taflę wody i drobne fale. Kocham zapraszać Cię na moją plażę i ciekawi mnie Twoja. Ale nie chcę mieszkać na Twojej plaży. Chcę ją odwiedzać. Z obu plaż z czasem możemy wydzielić mały skrawek, który będzie tylko Nasz. Zasadzimy tam palmę, powiesimy podwójny hamak, zatrudnimy barmana, będziemy pływać na Kit’e. Będzie przyjemnie, jak dwa zbiory mające pewną część wspólną, ale nie nachodzące na siebie.

Ale to wszystko z czasem, na razie zapraszam Cię na moją plażę J