Instynkt samozachowawczy. .. z przymrużeniem oka.
Człowiekowi od momentu pojawienia się na świecie wpaja się zasady, reguły, moralność i inne przykazania. Od dziecka wpaja się co jest białe a co czarne, rzadko wspominając o szarościach. Jest to oczywiście przykład rodziny przeciętnie funkcjonującej w społeczeństwie (wybaczcie o patologiach, odstępstwach od reguły tym razem pisać nie będę).
W dorosłym życiu te wszystkie „wytyczne” są weryfikowane i nagle się okazuje, że hasło „nie cudzołóż” ładnie brzmiało, ale nawet własnym rodzicom się nie udało wytrwać w wierności, hasło że nie idzie się do celu po trupach, także jakoś w fabrykach i innych zostało dawno zapomniane. Wspominanie o kłamstwie, o dbaniu o przyjaźnie, o lojalności wydaje się być wręcz archaizmem.
Podczas gdy dorosłe życie tak bezpardonowo weryfikuje i rujnuje nasze idealne spostrzeganie świata, warto się przyjrzeć samemu sobie i zobaczyć co jest do zaakceptowania dla nas samych a co całkowitym i ostatecznym naruszeniem naszej wewnętrznej harmonii.
To ostateczne naruszenie uruchamia instynkt samozachowawczy. A działa to tak.
Spotykałam się od roku z cudownym mężczyzną, przystojnym, kochanym czasami i w wielu sytuacjach ideał. Otwierał drzwi od samochodu, wstawał od stołu gdy podchodziłam do stolika lub odchodziłam, rozbawiał mnie do łez, wspierał i kochał, nocne igraszki były jednymi z najlepszymi do tej pory. Miał tylko jedną wadę – dupy na boku.
Jakoś za każdym razem, gdy czułam, że coś się dzieje oczywiście było mi smutno (z zazdrości) ale gdy wracał do mnie złajdaczony i przepraszający, uznawałam za każdym razem, że to co nas łączy, miłość, przyjaźń, wspólne poczucie humoru są ważniejsze niż jedno czy drugie bzyknięcie. Oczywiście nie mówimy o patologii, że facet co dwa dni chodzi na baby, a także nie mieliśmy nigdy oficjalnej rozmowy na ten temat. Jednak kobiety to czują. Nie o intuicję jednak dzisiaj chodzi. Możecie mi tu zarzucić brak logiki, ale tłumaczenie tego teraz jest niecelowe.
Czasami martwiłam się, zastanawiałam, co zrobić żeby nie wpaść po uszy, a przede wszystkim spędzała mi sen z powiek myśl: „zakochałam się i nie będę wstanie poznać nikogo nowego”, co oznaczałoby w moim przypadku, zamknięcie się na nowe znajomości.
Okazuje się jednak, że instynkt samozachowawczy działa w takim momencie i na takiej płaszczyźnie, która jest ważna dla mnie a nie dla całego świata, i ten instynkt ma zdanie tego świata w dupie. Umówmy się bowiem, że zdrada i dwuznaczne sytuacje w oczach obcych stanowią o niej „głupia nic nie widzi” o nim „łajdak ale uroczy”.
Spotkałam się z moją przyjaciółką (to był bardzo, ale to bardzo zły dzień), mój ideał zauważył zaparkowane moje auto i doszedł do nas na kawę. Moja przyjaciółka przejęła rozmową wiedząc, że ja nie do końca jestem w formie. Mój ideał zrobił z siebie totalnego, nielojalnego pajaca.
Od tamtej pory nie miałam ochoty z nim rozmawiać, widzieć go, słyszeć nic a nic mnie już nie ciągnie. Zawsze lojalność i przyjaźń były dla mnie istotniejsze od wierności, czy łapania innych lasek za cycki. Poddałam się jednak jakimś zasadom, które jak się okazuje nie są kompatybilne z moimi przykazaniami moralno- życiowymi. Poddałam się społecznej histerii. Instynkt samozachowawczy w moim przypadku nakierowany jest na zupełnie inne potrzeby. I nawet nie chodzi o to, że ja mam ochotę zdradzać czy być w jakiś inny sposób nie fair, raczej o wybaczenie. Ważniejsze jest bowiem, by z partnerem dobrze się czuć, śmiać i mieć wrażenie ostoi, niż pogrzebać marzenie o przyjaźni w zamian za wierność w łóżku.
Skoro odkryłam na nowo w sobie instynkt samozachowawczy, nic bardziej nie mogło mnie ucieszyć. Wraca powoli zaufanie do samej siebie i pewność siebie. Przyjemne, polecam!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz