wtorek, 12 października 2010

zly humor mezczyzny.

Walka z lewą nogą.

O nie! walczyć z lewą nogą nie będę. Ze swoją bym walczyła, oczywiście. Przecież nikomu nie jest przyjemnie gdy lewa noga determinuje jego rzeczywistość i kontakty międzyludzkie. Dlaczego? Bo zły humor się przekłada na relacje z otoczeniem. Jeżeli wejdziesz do sklepu z uśmiechem od ucha do ucha, Twoja aura udzieli się innym, jednak udzieli się ona także wówczas gdy wejdziesz do tego sklepu z miną na kwintę i postawą roszczeniową pt.” mam dzisiaj zły humor, więc bądźcie mili, bo zrobię Wam kipisz w przebieralni”. Dla własnego dobra, TAK! Walczę z własną lewą nogą.

Ale z jego lewą nogą walczyć nie będę. Mogę próbować ją poprawić jeden raz lub drugi. Spróbować zbagatelizować problem, który roi mu się w głowie, lub uśmiercić śmiechem smutek pojawiający się w jego umyśle. Ale nie będę się spalać, w czego efekcie moja prawa zamieniłaby się w taką samą jak jego lewa. Bo co wówczas należy począć… jak nie zapłakać, nad losem dwóch lewych? A lewa, jest lewa. Zazwyczaj krótsza, bardziej obciążona, i jakaś taka lewa właśnie. Toż to sztuka by wstawać prawą, także wtedy gdy za oknem szaruga, deszcz, budzik nie zadzwonił i skończyło się mleko do kawy a ulubiona koszula zamiast na wieszaku leży w praniu. Wmów sobie wówczas człowieku, że „to jest początek pięknego dnia”. Ależ jest do cholery! A jeżeli nawet nie, to czy naprawdę?.. naprawdę mój dzień także musi być nieudany?

Drogie Panie. Apeluję, gdy on jest w złym humorze, zostawcie go z nim jednym krótkim cięciem. „wychodzę” „aha” „skoro tak uważasz to świetnie, ja mam umówionego fryzjera”, „idę spać”, „mam super książkę”. Niech ów bożyszcz upora się ze swą lewą nogą sam. Gdy się wykaraska z czeluści ciemności złego humoru, będzie czuł się swoim własnym bohaterem. Oczywiście nie licz na jego wdzięczność. Ale my nie jesteśmy z nimi by oni byli nam wdzięczni, ale jesteśmy z nimi dlatego, że kochamy i chcemy być kochane.

Zły humor, to coś takiego, że człowiek wychodząc z niego sam, czuje się najlepiej. Gdy w nim tkwi a ktoś zamierza odgrywać rolę samarytanina, obrońcę utraconego humornego Grala, musi liczyć się z tym, że dostanie w zęby. Nie tylko będzie to nieprzyjemne i bolesne, ale dodatkowo nie przyniesie żadnego rezultatu. OK.! Po wszystkim możesz liczyć na przeprosiny. Ale dziewczyno, kobieto zrozum, że odpowiednio rozegrana partia spowoduje, że i tak przeprosiny będą. Przypomnij sobie siebie, gdy masz zły humor… już? A teraz przypomnij sobie wyrzuty sumienia jakie Tobą targały, gdy po odzyskaniu swojej prawej nogi, przypomniałaś sobie ile razy warknęłaś, burknęłaś a teraz trzeba to wszystko naprawić i posprzątać. Wytłumaczyć trzepiąc rzęsami, że to był taki zły dzień i że nie miałaś nic złego na myśli. AHA! On też tak ma, bo to ludzkie. Tylko sprząta po męsku. Kwiatek, kawa do łóżka, plan na weekend jednym słowem… słodkoś.

Zasada: jego lewa noga nie jest Twoją lewą nogą. Jeżeli on chce mieć zły humor i przerzucać go na Ciebie nie pozwól na to. Nie jesteś workiem, w który można wrzucać problemy całego świata. Per analogia, zaraz ktoś powie, czy w takim razie mężczyzn my kobiety traktujemy jak worek na problemy? Nie, oczywiście, że nie!! MY Was Panowie traktujemy jak naszych bohaterów, którzy poradzą sobie z każdym problemem i uzdrowią świat. Jesteście naszą opoką i radą. Staramy się być dzielne, staramy się być kochane, nawet wówczas gdy mamy zły humor… tylko niestety (mruczy) czasami nam nie wychodzi… (trzepoce rzęsami i spuszcza wzrok) te hormony!! J

A tak serio. Zasada lewej nogi dotyczy, relacji ogólnie, nie tylko relacji męsko damskich, ale wszystkich naszych kontaktów z innymi. Wpływ złego humoru innych na nasz, i nasz na innych jest tylko efektem pozwolenia. Przejmując się pozwalamy, by nasza rzeczywistość nagle nabrała szarych kolorów. Niepotrzebnie. Pomagać? Trzeba, i być w gotowości by móc wesprzeć, potrzymać za rękę lub zadziałać. Ale nie brać do siebie. Nie dawać się wciągnąć w wir. Bo wówczas wszyscy się potopią i nie będzie komu ratować. Chrońmy swój dobry humor i pozytywne nastawienie do świata, tak często bowiem próbuje nam się je odebrać, a czasami to jedyne co nam pozostaje.

poniedziałek, 4 października 2010

mezczyzna i jego ex. mezczyzna i jego dziecko.

Mężczyzna z silnym syndromem ex.

Jest on. Ma 36 lat i wiele cech prawdziwego wojownika. Opiekuńczy i troskliwy, z uwagą badający każdy detal Twojej twarzy i osobowości. No właśnie, nie odpowiada na pytanie czy twarzy czy osobowości tylko bierze oba te fragmenty Ciebie i skleja w całość. Bada i sprawdza… gdzie uleczyć? jakie myśli? Dłońmi czyta lico, nazywa blizny bez ingerowania w Twoje wnętrze i czyta duszę, śpiewną i płaczliwą. Nie wtóruje im w serenadach. Nazywa rzeczy łatwo i celnie. Bezpieczeństwo.

Uczy.

Podejmuje się wyzwania, natchnienia umysłu myślą o nim i o świecie bez nacisku i bez obietnicy. A Ty masz ochotę się temu poddać, bowiem od czasu kiedy odnalazłaś siebie i przypomniałaś sobie jak to jest być sobą: niezależną, samodzielną, wolną, nie szukasz przyrzeczeń. Sama nie wiesz czy gdyby on wymagał od Ciebie szeptanych „przysięg” czy byś znalazła w sobie pokłady energii i siły do ich spełnienia. Uczy nie tylko on Ciebie ale i Ty jego siebie też. Spędzacie dni, spędzacie razem czas. Czujesz coraz większą więź. Dlaczego? Bo on już wie, że nie jest dla Ciebie.

Jest daleko.

Daleko wystarczająco by nie móc celebrować wspólnych dni i poranków codziennie. Daleko byś mogła zatęsknić, ale wystarczająco blisko by móc wsiąść w samochód i przyjechać. Tak Ty do niego! On do Ciebie? Mówi: moje życie jest tu. Tu się kręci, tu się dzieje, tu tworzy się moja historia. Zadaje pytanie: „czy wyobrażasz sobie siebie obok mnie? Czy wyobrażasz sobie mężczyznę u Twojego boku takiego jak ja?”. A Ty nie wiesz. Bo jego świat jest bardziej skomplikowany niż to brzmi w jego ustach. On szepcze „ weź mnie”. A Ty myślisz „weź z…?”

Syndrom ex

Mieszkają razem.* On jest częścią świata, w którym główne role odgrywają ona - matka jego dziecka i ono – jego dziecko. Ona zwracająca uwagę jego w ciągłym splocie sytuacji i próśb. Stwarzająca chwile, które on lubi, tylko po to by jego oczy zwrócone były ku niej. Może boi się, że on choć wojownik, to jednak słaby szukający miłości, podejmie niewłaściwą decyzję i znowu ich zostawi. A tak od dwóch lat, ma ojca swojego ono do dyspozycji. I gdy jej źle i gdy jej dobrze ona ma go także. A on podświadomie szuka jej. Mówił: „my nie mamy wspólnych spraw, prócz onego”. Obserwujesz i się zastanawiasz na ile to jest nieświadome a na ile to jest jego chęć wyrażona by tak w tych paru słowach wypowiedziane było prawdziwe. Ono nie rozumiejące dlaczego ktoś pojawia się w życiu jego taty skoro rodzice mieszkają razem. On mówi ”ależ to nie pierwszy raz. Nie pierwsza moja przyjaciółka” a Ty myślisz „nie pierwsza przyjaciółka, czy on nie rozumie, że dla młodego świat to on i ona”? Nie ma miejsca na trzecią. Ono daje to do zrozumienia, chociaż Ty bardziej od nich starasz się nie stawiać onego w kłopotliwej, niezręcznej sytuacji. Uciekasz gdy on dotyka, szuka ust i namiętności. Bo pamiętasz gdy byłaś mała, że kochankowie Twoich rodziców, byli niewłaściwymi, nieodpowiednimi, nieważne jak byli mili, jak troskliwi. Onego rozumiesz.

Myślisz: „ stworzenie sytuacji, w których on będzie czuł się lepiej, z Tobą, i będzie chciał przyjść do Ciebie zamiast oglądać „wejście smoka”, jest możliwe choć wymaga czasu i samodyscypliny. Uczucia trzymasz na wodzy, i mówisz: „nie myślę o tym co może być ani jak. To wszystko za młode zbyt dziwne, zbyt…” . Nie wiesz nie tylko czy potrafisz, ale co jeżeli tak. Obiecałaś sobie, że nie zmienisz już życia o 180 stopni, tylko po to by szukać ulotnego szczęścia, które i tak się kończy. W końcu się skończy nie ma nic na zawsze nie ma nic na pewno. A skoro nie, czy czas to zostawić? Może tak, może życie składa się jednak z jeszcze, z innych elementów. On, ona i ono – to całość. Ty – to element zapasowy układanki. Nie myślisz tak o sobie. Ale czy on pragnie tego co Ty? Nie pragnie się tego co się już ma.

Elementy prozy życia.

Każda standardowa proza ma wstęp rozwinięcie i zakończenie. Gdyby myśleć niekonwencjonalnie można by przypuszczać, iż pomylenie środka z początkiem, mogłoby spowodować albo wielką katastrofę albo ukazać nietuzinkowy talent autora, wspaniałego erudyty, który takie sytuacje prostuje kilkoma zabiegami pisarskimi. Można przede wszystkim liczyć, iż proza taka, wzięta do ręki przyniesie, czytelnikowi więcej satysfakcji, po jej skończeniu, gdyż nie tylko będzie wymagała od niego koncentracji, w celu zrozumienia treści ale i wydobycia tego co najlepsze z formy. Wystarczy zejść po schodach tyłem, by uruchomił się mózg w swojej niekonwencjonalnej tajemnicy półkuli innej niż ta używana gdy schodzimy normalnie. Endorfiny się wytworzą, gdyż dosięgną czegoś nowego, co na tym etapie nie jest wstanie Cię ani zranić ani sprowokować Twoich łez. Wiesz jednak, że po skończonej lekturze, będziesz odczuwała pustkę, bo to co czytałaś było ciekawe i „napychało”. Czyli zaczniesz poszukiwać czegoś równie dziwnego i innego. Standard zacznie Cie nudzić. Myślisz: „nie ułożę sobie życia, lub ułożę ale zrezygnuję z namiętności, miłości w wydaniu własnym na rzecz tego co należy”.

Podsumowanie.

On mówi to co chcesz usłyszeć. Jest! Dla Ciebie jest choć jest też i dla nich. Między Wami nie ma miejsca dla nich, między nimi nie ma miejsca dla Ciebie. Dobrze!! Samo się nasuwa. On WIE! On działa. To jest jego dwufrontowa satysfakcja. To jest jej dwufrontowa satysfakcja. Ona. Myli Twoje imię. Ona dba by on ją przy Tobie dotknął. On jest pozornym samarytaninem. On jest… nie wie. Ja… nie wiem. Czyżby tylko ona wiedziała. Ochrona gniazda za wszelką cenę. Czy ja chcę iść na wojnę?

Wasza K.

*wspólne przedsięwzięcie.

sobota, 28 sierpnia 2010

silna, slaba kobieta - źle ulokowane uczucia.

Spotkałam się po wielu latach z moją dobrą koleżanką, z którą kiedyś śmiałyśmy się dużo, prowadziłyśmy zaciekłe dyskusje i choć przyjaciółkami nie byłyśmy to jakoś nigdy jedna do drugiej urazy (na dłużej) nie miała. Taka znajomość, która złym słowem nie jest wstanie ugodzić (bo czy jest czy jej nie ma nie ma znaczenia) a dobrym poprawia humor jak każde inne.

Ona wyjechała z Polski na studia, skończyła prawo w Londynie i zaczęła się trochę miotać w życiu by po jakimś czasie wkroczyć na prawidłową dla siebie ścieżkę. Oczywiście mowa o poukładaniu kariery i bytu materialnego niestety nie uczuciowego. Z początku nasze spotkanie wyglądało perfekcyjnie, przerzucałyśmy się jak to u jednej i drugiej jest idealnie. Bajkowe życie, cudowne zabawki, przyjemne mieszkanie ahhh i to konto takie pełne, świadomie podejmowane decyzje. Później jednak jak to czasami bywa otworzyła się (kolejna butelka wina zawsze bardziej skłania do zwierzeń).

Okazało się, że oczywiście życie bajkowe, ale bez księcia. A nawet jeżeli jest książę to nie ma on nic wspólnego z dziarskim jegomościem na białym rumaku, który z gracją gentlmena wybawia z trosk i opresji, przytula swym bezpiecznym ramieniem. Jest on, który nie skończył żadnej szkoły prócz tego co ustawa nakazuje, ma dziecko ledwo narodzone z inną i przyjeżdża czasami do Londynu. Ona robi dla niego głupoty, wydaje mnóstwo pieniędzy by ów koniuszy stał się chociaż giermkiem, ale on krnąbrny tylko ją mami i korzysta. Joasia zdała sobie sprawę z tego już dawno (w końcu nie jest taka naiwna) - jednak ciągnie ją do niego.

Dlaczego ?? – zapytałam skonsternowana. Przed sobą miałam, młodą (wciąż młodą) kobietę, świetnie ubraną, z pięknym biustem, talią, trochę głośną ale ogólnie obrazek szczęśliwej kobiety, która nie musi tracić swojego czasu na takiego frajera. „wiesz nie wiem dlaczego. Po prostu bardzo go lubię. Miesza mi w głowie, z jednej strony mówi, że mnie kocha z drugiej jednak nie zostawi świeżo upieczonej mamy własnego syna”. Tłumaczeń było co niemiara i mówiąc szczerze, naprawdę nie oceniam jej. Nie mówię, że to jest negatywne, bo ona podświadomie po prostu czuje, że coś jest nie tak tylko, że przyznanie się przed samą sobą do tego zmusiło by ją do zrobienia ostatecznego cięcia. Każdy z nas ma tendencje do usprawiedliwiania swoich słabości szczególnie wówczas gdy nie czuje się z daną sytuacją komfortowo, ani na siłach by zmienić tę sytuację.

Skąd to się wzięło? Przyczyna bardzo ale to bardzo (według mnie) prosta. Po 1. Ona nie przypuszczała, że facet który będąc niżej w hierarchii społecznej nie rzuci dla niej wszystkiego (trafiła na swoje nieszczęście na narcyza, który uważa że mu się to wszystko należy). Po 2. Myślenie o tym, że może zostać sama i czekać znowu długi, długi czas na słodkie słówka ją przeraża. Po 3. On od niej nie wymaga by robiła coś więcej prócz tego co ona robi, a jednocześnie nie wymaga to bycie od niej samej specjalnego wysiłku.

Wygoda. To takie hasło, które potrafi mieć pejoratywne i pozytywne zabarwienie, które w swojej definicji zawiera cały świat. Wszyscy dążymy do wygody tylko, że jedni jej nie przeceniają i mają potrzebę działania a inni spoczywają na laurach. No bo skoro robiąc karierę trzeba się starać, to przecież w życiu prywatnym mogło by być już inaczej. Dlaczego wszędzie trzeba się starać??

Ok. są tacy mężczyźni i takie kobiety, które mają na tyle silne poczucie własnej wartości i charaktery, że w zasadzie, nie bardzo ich obchodzi co dzieje się wokół nich i dzięki temu prawidłowe zachowania przychodzą im łatwiej niż innym stęsknionym za tym co upragnione a często niedoścignione bo zbyt upragnione. (paradoks). Co warto w sobie pielęgnować w takiej sytuacji? Własną niezależność!! Siłę charakteru. Bo czy ten człowieku w życiu Joasi jest czy też go nie ma, ma o tyle znaczenie, iż będąc wyrządza większą szkodę niżby go nie było.

To co teraz napiszę, może niektórzy uznają za zbyt daleko idące i zbyt cyniczne, ale ona jest dla niego za dobra. Nie może się kobieta spełniona poddawać torturom jakiegoś quasi mężczyzny tylko dlatego, że on nie ma jaj. Mu jest idealnie wygodnie, ma dwie kobiety i dziecko. No czyż nie bosko?? Drogie Panie nie liczcie na to, że mężczyzny umysł zostanie skalany jakimkolwiek wyrzutem sumienia skoro wie, że wszystko ujdzie mu płazem. W jego głowie on może robić co chce. No bo jakie są konsekwencje? ŻADNE!! Mężczyzna będąc z kobietą słabą wykorzysta jej słabość. Nie spowoduje (to nie jest w jego interesie) żeby ona poczuła się silniejsza. To łowczy, który widząc zranioną sarnę zapewniam nie rzuci się by opatrzyć jej ranę tylko ją dobije!! To kobieta sama musi zadbać o siłę swojego charakteru i o to by mężczyzna wiedział, na co może sobie pozwolić a na co nie. Mężczyzna to nie jest instytucja humanitarna by pomagać!! Mężczyzna to organizm nastawiony na branie. Oczywiście, z siebie także dawać potrafi to nie ulega wątpliwości ale tylko wówczas gdy czuje, że w przeciwnym razie straci. Konsekwencja w życiu i w miłości jest wynagradzana, choć trudna. Bo ileż to razy ulegamy różnego rodzaju złudzeniom, że odpuszczenie w tym jednym przypadku (jakimkolwiek) nie spowoduje zawalenia się całego systemu? Otóż zazwyczaj tak bywa, że odpuszczenie jeden raz wprowadza sekwencję następnego i następnego razu.

Jednym słowem : jestem silną kobietą, która nie pozwoli sobie na to by jakiś siusiumajtek mącił w moim dobrym samopoczuciu. Jak tego nie rozumie niech zmyka z mojego życia, szkoda go bowiem dla ludzi, którzy powodują w nim zamęt i wątpliwości.

Z Joanną rozmawiałam w podobny sposób i choć z początku była na mnie zła, później przyznała, że ta „terapia” słownego Plaskacza pomogła jej. Pana w jej życiu nie mam, a ona przejęła znowu nad tym życiem kontrolę.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Mężczyzna manipulator.

Facet manipulator.

Dzisiejszy post to raczej swojego rodzaju przestroga dla dziewcząt i kobiet, które trafią na sprytnego intelektualistę. Nie chodzi o generalizowanie. Rzecz w tym, że to się zdarza tacy mężczyźni istnieją i nie ma co poddawać się ich urokowi, bo szybko stracą zainteresowanie.

Mężczyzna manipulator, o którym mowa, to człowiek o nieprzeciętnej inteligencji i ogromnej wiedzy. Przez cały wieczór (jeden i drugi) opowiadał mi o rożnych teoriach damsko męskich. Począwszy od tego, że trzymanie moczu przez kobiety wspomaga ćwiczenie mięśni Kegla, skończywszy na problemach kobiet z osiąganiem orgazmu i próbą zobrazowania tego zjawiska na przykładach kobiet, które znał, które kochał nie kochał, których pożądał. Tłumaczył mi, że kobiecy orgazm, to głównie sprawa stanu umysłu i pozwolenia sobie - nie- wręcz nakazania sobie osiągnięcia przyjemności. Okazało się, bowiem, że więź pomiędzy kobietą a mężczyzną nie jest niezbędnym element do osiągnięcia satysfakcji seksualnej z partnerem a wręcz jest przereklamowana. Z kobiecego punktu widzenia to jest oczywiście możliwe, jednak takich kobiet, które osiągają orgazm podczas pierwszego wspólnego stosunku jest niewiele, a jeżeli już się tak dzieje, to w czystych nie wzbudzających podejrzeń sytuacjach.

Następnie wytłumaczył mi jak reakcja kobieca na męskiego np. krzywego penisa, wpływa demotywująco na kochanka i że może ona bardzo, ale to bardzo ostudzić nawet największy sypialniany żar.

Było też o tym, że nie należy się ograniczać, że żyć należy każdym dniem i nie przejmować się konwenansami, moralnymi rozterkami. Dla niego liczyło się „tu i teraz”, nie otaczający świat a li tylko dwoje oddanych sobie kochanków, których linie życia splatają się w jednym miejscu na krótko ale szczerze. (jak roooomantycznie i namiętnie można by pomyśleć).

Najlepsza część miała jednak nastąpić. ON SAM JEST w łóżku NIEWAŻNY!! Stawia sobie zawsze za najwyższy cel osiągniecie przez partnerkę orgazmu. No same przyznacie, że to wyjątkowy egzemplarz, który wydawałoby się nie istnieje?! Po skończonej imprezie poszliśmy jeszcze na długi spacer, nasze dłonie się splatały, spojrzenia muskały… i zaprosił mnie do siebie na lampkę wina. Powiem szczerze, gdyby nie świadomość, że może być ktoś trzeci poszłabym z nim do łóżka w zasadzie bez wahania. Wydawał się być namiętnym pełnym fantazji kochankiem, który może nawet mruczeć Herbertem. Jednak jak to w Warszawie, związki na wyłączność to rzadkość, a ja takiej rzadkości właśnie szukam i nie zamierzam wchodzić, w żadne niepozamykane czyjeś sprawy. „Pół świata tego kwiatu” ani się nie zakochałam ani się nie zauroczyłam podobał mi się ale to jeszcze nie powód żeby od razu lądować w łóżku. Facet to nie para butów, którą koniecznie muszę przymierzyć przy okazji, chociaż wiem czego chcę i po jaki model przychodzę. Gdy mowa o facecie, wiem czego nie szukam.

Wieczór - kontynuacja. Mój partner mnie nie docenił. Po jego historiach w wielu odsłonach jak należy się zachować i co kobieta powinna robić, jak reagować - gdy ukazał się oczom mym jego krzywy członek powiedziałam z powalającym uśmiechem „Twoja Calineczka jest krzywa”. Jak sam wcześniej wspomniał to powoduje, że żar pryska – i prysnął, ja zresztą też. (nazwanie męskiego przyrodzenia kobiecym imieniem jest dużo gorsze niźli zwrócenie uwagi na niedoskonałość. Eh no cóż musiałam mieć pewność;))

Pomimo powyższej sytuacji jego próby manipulacji, wpływu są bardzo silne. Są mężczyźni i ludzie, którzy próbują przekazać Ci swoją wizję świata, bo wiedzą lub mają nadzieję, że gdy dana sytuacja się urzeczywistni zachowasz się zgodnie z tym co mówili. Dlatego zachęcam do dystansu. Gdy ma się dystans nie słuchasz ślepo tego co Ci ktoś mówi, a weryfikujesz. Pamiętaj, że jesteś pełnowartościowym człowiekiem, który wie i rozumie, który sam wyciąga wnioski i nie potrzebuje nikogo by być prowadzonym za rękę po meandrach spraw ważnych. Za nim się pójdzie z facetem do łóżka, warto iść z tym z którym naprawdę chcesz, z którym czujesz się pewnie i bezpiecznie. Zaufaj intuicji gdy mówi Ci „chyba nie” oznacza to „nie”.

Jasne łatwo użyć argumentu, że skoro każdy rozumie i wyciąga wnioski, to po cholerę ten post. Otóż sprawa jest prosta – bo pozwalamy sobą kręcić. Gdy byłam dużo młodsza, wydawało mi się, że kilka lat starszy ode mnie facet jest najmądrzejszy na świecie i skoro mówi, że coś jest białe a ja widzę, że czarne to na pewno on ma rację. Od momentu gdy przejrzałam na oczy wiem - kobieta powinna robić tylko to na co sama ma ochotę i warto mieć strategię, warto uczyć się cierpliwości.

Facet intelektualista najczęściej ma problemy egzystencjalne. Bardzo silne poczucie rozłamu pomiędzy tym co pożąda i czego chce z tym co należy. Dlatego też łatwo definiuje i usprawiedliwia swoje zachowania, które są pożądane przez niego ale niedobre dla Ciebie. Jeżeli pozwolisz mu na zawładnięcie swoim umysłem bezpardonowo wykorzysta to i później w słodki sposób przeprosi i wytłumaczy. Na początku nawet nie będziesz odczuwała rozczarowania. Ale później z czasem zaczną do Ciebie wracać sytuacje, miejsca i słowa i zorientujesz się jaka to była sprytna gra.

Nie mówię, żeby nie grać!! Grać jak najbardziej grać!! Ale świadomie! Nie romantycznie, kochliwie, sentymentalnie tylko racjonalnie może lekko nawet cynicznie, wówczas dopiero będziecie na tym samym poziomie emocji i oczekiwań.

Motto na dziś: Bądź Panią swojego losu i spraw dzięki temu, by on zapragnął uzależnić swój los od Ciebie. J

Wasza K.

Copyrights reserved.

niedziela, 8 sierpnia 2010

mężczyzna po przejściach

Mężczyzna po przejściach, opowie Ci swoją historię, opowie o swojej żonie przyzna się nie tylko do tego co zrobił ale i dlaczego…. I te motywy Cię zmrożą, ale widzisz wesołego przystojnego faceta po przejściach, którego wszyscy uwielbiają, więc sobie myślisz, nie oceniam. Nie wchodzę ale nie oceniam. I po chwili refleksja… dlaczego?

Może wszyscy jesteśmy poranieni, a po jednym takim momencie życie zaczyna podkładać nie tylko kłody ale i ludzi, którzy chcą się podłożyć? Taki podatny grunt, ot dziewczyna zapatrzona w marudera, księcia na białym koniu, który w efekcie okazuje się być tylko Don Kichotem na osiołku walczącym z wiatrakami. Lub może już nawet bez szabelki? Już nie walczy tylko bierze J

Carpe diem powiedział… bo ktoś umarł i życie poznał w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Ale gdy masz więcej niż dwa miesiące a później musisz z tym żyć? Powie będzie co wspominać, a Ty powiesz – chcę mieć wspomnienia a nie żal. Myślenie jakby i gdyby , dopadną mnie ale to za jakiś czas… spokojnie poczekam na ten dzień i przeczytam jeszcze raz to co dzisiaj i jak dzisiaj…

Ów mężczyzna po przejściach, wesoły człowiek, świetnie operujący słowami może i chyba, a także to skomplikowane. Mistrz lawirowania na krawędzi. Bo..?? już poznał i miał to co chciał i to go zraniło i kazało nauczyć się dystansu? Bo to co zdarza się raz drugi może się nie zdarzyć? Brak wiary czy racjonalne podejście? Myśl czy jej brak? A może wewnętrzna harmonia, której nie jest wstanie zakłócić już nic, bo dystans pozwala na utrzymanie skrajności w ryzach. I już nie myślisz, nie zastanawiasz się idziesz dalej, zostawiasz za sobą to co zbyt emocjonalne zbyt jakieś?

Poranna kawa złagodziła wątpliwości, poranny papieros w dymie ukazał kształt i ścieżkę. Odzyskuję siebie.

czwartek, 29 lipca 2010

związek PLN

Ostatnio będąc na imprezie urodzinowej mojej przyjaciółki, spotkałam wiele par, których nie widziałam od dawna. Pierwsza para ona: z bogatego domu prowadzi firmę ojca, on początkujący lekarz. Druga para: ona pracuje w dziale marketingu on szuka od pół roku pracy i głównie powoli zaczyna opowiadać o fascynacji siłownią (kupili nowy samochód). Trzecia para małżeństwo: ona bogata z domu on stara się dołożyć swoje cegiełki i nie można mu odmówić determinacji w dążeniu do celu, także jednak nie można nie zwrócić uwagi, że to co posiadają w wieku 30 lat jest efektem głównie majątku jej rodziców.

Ogólnie wszyscy panowie uroczy, zabawni, przystojni są utrzymywani przez swoje panie, lub funkcjonują lepiej dzięki nim, niż byliby bez nich. Obserwując te pary widziałam oddane męskie oczy, czułe dotknięcia, muśnięcia, całusy i słodkie przekomarzanie się. Odniosłam wrażenie, jakby nie było lepszego afrodyzjaku, niż zarabiająca więcej żona, dziewczyna, narzeczona? Czy sex, kasa i władza nie są tylko determinantami kobiet ale także i mężczyzn? Może to takie cechy, które ogólnie powinien posiadać człowiek niezależnie od płci? A jeszcze niedawno pokutowało przeświadczenie, że mężczyzna w takim związku czuje się źle, zdominowany bez możliwości wykazania się swoim instynktem łowczego. Może jednak kwestia jest raczej otoczenia a nie instynktów? Bo gdy panowie w grupie, w której się bawią, żyją i funkcjonują mają podobnie, to nawet przez głowę im nie przejdzie myśl, że może jakieś struktury zostają właśnie zachwiane?

Od razu sobie zaczęłam przypominać i analizować mój związek z Mr. Bigiem. Na początku była dysproporcja w pensji, wychowania, wykształcenia. U mnie w rodzinie nie było mowy by studiów i to najlepszych nie skończyć podczas gdy u Mr. Biga był on pierwszą osobą w swojej rodzinie z wyższym wykształceniem. Wiele rzeczy mu imponowało, bo były nowe, choć dla mnie codzienne dla niego odkrywcze. Uczył się każdego dnia czegoś nowego. Mi sprawiało radość, że on chce poznawać nowe smaki, miejsca, inny punkt widzenia, a mu sprawiało radość, że każdy dzień był swojego rodzaju niespodzianką.

Już po rozstaniu spotykaliśmy się co jakiś czas na kawę lub kolację, żeby … w sumie nie wiem po co, bo ani sexu nie było ani relaksu...Tak czy inaczej na jednej z takich kolacji poruszyliśmy temat tego jak wyobrażamy sobie nasze przyszłe życie. Ja miałam raczej wizje odbudowy siebie i wejścia w nowy związek. Najpierw pogodzenie się z jego niewiernością, później uporanie się z własnymi demonami, tak aby na końcu nowy związek nie oberwał z powodu nieodpowiedniego człowieka w moim życiu. Mr. Big uznał, że związek nie jest dla niego bo: „mu się nie kalkuluje” (tu pewnie panowie się uśmiechną pod nosem, a kobiety pomyślą co za dupek).”Ale jak to?? Przecież.. tyle się pozmieniało w Twoim życiu w tej kwestii?” zapytałam (ŹDZIWIONA). No tak – odpowiedział, ale „DOSTAŁEM ZA MAŁO”!!! Hmm gdybym nie pracowała, lub w którymkolwiek momencie żerowała na mężczyźnie, którego kochałam to pewnie dotarłby do mnie sens tej WYPOWIEDZI. No pewnie dotarło by do mnie, że może za dużo brałam za mało dawałam, za… ?? WHAT??

Prawda była taka, że gdy się poznaliśmy to ja zarabiałam więcej, płaciłam za mieszkanie itp. Przy mnie Mr. Big zaczął zarabiać czterokrotnie więcej, szukał okazji, odnalazł w sobie pokłady niesamowitej ambicji i nagle… zmieniła mu się perspektywa myślenia! Przestałam być potrzebna a wokół czyhało tyle pokus, tyle ludzi i kobiet głównie, które nie znały starego Mr.Biga zagubiona, uczącego się i przechodzącego kolejne etapy od tshirtu do koszuli, od koszuli do marynarki od marynarki do haha nie do garnituru nie doszliśmy.:) Nagle stał się atrakcyjnym mężczyzną na stanowisku z przyjemną pensją, nowe sportowe auto w garażu… A miłość i zafascynowanie przeszło jak ręką odjął.

Po tej imprezie u mojej przyjaciółki zaczęłam się zastanawiać na ile pieniądze jednak determinują nasze przywiązanie? Wokół jest nie tylko wiele związków, w których mężczyźni zarabiają mniej od kobiet, ale jest zdecydowanie więcej, gdzie to mężczyźni głównie utrzymują dom, rodzinę i im stają się bogatsi tym mniej przywiązani, mniej zainteresowani tym co w środku a bardziej tym co na zewnątrz. Może jednak nowe przysłowie : „prawdziwego mężczyznę poznaje się w bogactwie”? Wiedziony wieloma pokusami będzie świadomie wybierał co chce i kogo chce i jak chce. Czy chce być kochanym za to że jest czy za to że ma, czy chce się bawić powierzchownie czy zbudować relację, w której mówi się co piąte zdanie i nie trzeba tłumaczyć każdego po kolei?

Z drugiej strony, mówi się, że mężczyzna powinien być „łowcą” a kobieta powinna „dbać o domowe ognisko” i że zachwianie tych proporcji powoduje, obniżenie się poczucia własnej wartości u mężczyzny. Obserwując te pary pomyślałam sobie, że w końcu lekarz przestanie być mało zarabiającym i stanie się pełno zarabiającym, że w końcu bezrobotny stanie się robotnym jako, że jest błyskotliwym mądrym facetem i jakoś nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ta słodka bańka może pęknąć. A może taką mam wizję z powodu usłyszanego od Mr. Biga zdania „związek się nie kalkuluje i za mało dostałem”? Może jednak jeden Mr. Big nie może być wyznacznikiem tego co się wydarzy u innych, i przykładanie jego łatki do tych facetów jest bardzo niesprawiedliwe? Czas pokaże…

A może kwestia samych pieniędzy nie jest wcale taka istotna? Może to bardziej jednak efekt samopoczucia tych kobiet. Zarabiają więcej, są pewne siebie, stanowcze i niezależne od partnerów, tym samym oni nie czują a. obowiązku, b. odpowiedzialności, c. muszą się starać bo w ich własnym mniemaniu nie mają wszystkich atutów prawdziwego mężczyzny? Pieniądze same w sobie prócz tego co można za nie kupić nie przedstawiają wartości innej niż tylko rzeczy. Nie determinują Twojej inteligencji, oczytania, poczucia humoru itd. Natomiast na pewno dodają pewności siebie i pewności przyszłości, poczucia bezpieczeństwa. Dla kobiety poczucie bezpieczeństwa jest bardzo ważne, a w momencie gdy może je sobie sama zapewnić dodatkowo kontrolując w jakim stopniu i co jej grozi, jest dla naszego samopoczucia zbawienne. Nie jest wówczas zależna od faceta, nie wisi mu na ramieniu, nie prosi, nie oczekuje i nie wymaga a życie staje się jedną wielką przyjemną niespodzianką.

środa, 28 lipca 2010

" w dżungli samotności" Beaty Pawlikowskiej

Dzisiaj chciałam zamieścić zupełnie inny artykuł. O pieniądzach, związkach i uzależnieniu. Zamiast tego, wczoraj wpadła mi w ręce książka Beaty Pawlikowskiej pt.”W dżungli samotności” i zaczytałam się do tego stopnia, że pomyślałam sobie „ to co ona pisze jest ważniejsze od tego co będzie dalej. Ona pisze o fundamencie i to na nim właśnie ma powstać ten blog”. Z jednej strony zachwyca, z drugiej bezpardonowo obnaża uczucia jakie miotają ludźmi w rozterce, w dołku, w dziwnym momencie w życiu. Pisze ona o tak ważnym (co ja gadam do cholery) najważniejszym elemencie naszego życia, o naszym „JA”.

Gdy przeczytałam historię Agaty opisanej przez Pawlikowską, od razu mi ulżyło, bo to był taki schemat prawie wypisz wymaluj Mr. Biga i mój. Okropność, nie doszliśmy, aż do takiego stanu paranoi ale było blisko, gdybym nie odeszła skończyła bym tak jak Gunia marząc o Bahamach.

Zgadzam się z Pawlikowską, że będąc dziećmi jesteśmy tresowani do tego, żeby być dla innych, spełniać innych oczekiwania i najgorsze jest to, że naprawdę (przynajmniej w mojej głowie) i wielokrotnie się łapałam na tym, że jak komuś coś przyniosę, pomogę to może będzie oznaczało że nie jestem taka zła i okropna. Dystans do świata do ludzi to najlepsza nagroda jaką można sobie samej zafundować. Nie można ciągle myśleć co inni, jak inni, a gdyby inni. No i co z tego, że inni?? Ja, ja, ja. Bynajmniej nie należy mylić ja, ja, ja z egoizmem i egocentryzmem (chociaż trochę na pewno jest w ”ja” jednego i drugiego).

Miałam kiedyś przyjaciółkę, która miała w sobie wiele uroku i ludzie chętnie przebywali w jej towarzystwie pomimo, że niczego wielkiego nie osiągnęła i zbyt wielu pieniędzy nie miała. Ale była szczęśliwa sama ze sobą i obdarowywała tym szczęściem innych. (jeżeli czytający chce się dowiedzieć dlaczego skoro, taka fantastyczna to jednak jest byłą przyjaciółką odpowiedź brzmi następująco: uważała, że jest świetna ale nie potrafiła przyznać się do błędu, co często prowadziło do posługiwania się imionami i nazwiskami innych by ukryć swoje mankamenty. Gdy doszły mnie słuchy, iż moja przyjaciółka zamiast przyznać się mężowi, że wydała jego pensję na pierdoły, powiedziała, że mi je pożyczyła, a on zadzwonił do mnie bym natychmiast zwróciła im pieniądze…sami rozumiecie. Czasami miarka się przebiera… ). Nie mniej jednak pomimo, że ja się odsunęłam Beata nadal prowadzi cudowne społecznie życie wśród ludzi, którzy ją uwielbiają i akceptują taką jaka jest. Przebywanie w jej towarzystwie było zawsze cudowne i miłe: tu komplemencik, teraz porozmawiamy o Tobie a teraz o mnie, a tu masz rację a tu się trochę nie zgadzam, a tym się nie przejmuj ja też tak miałam, zrobiłam, wkurzyłam, spieprzyłam itd. Itd. No czyż nie brzmi cudownie? Do tego błyskotliwa i zabawna. Świat jej się kręcił wokół niej i ludzi, którzy ją akceptowali taką jak jest.

Bo to jacy jesteśmy powinno nam sprawiać radość. Pawlikowska pisze o strefie strachu, o pogubieniu się o agresywności wynikającej z braku pewności siebie i braku poczucia własne wartości. Żeby sprawdzić czy ma się kłopot z samo akceptacją proponuje ona zrobienie testu, gdzie maksymalna liczba punktów do zdobycia to 770. Ja miałam 550 a im bliżej do 770 tym gorzej. Uświadomiłam sobie, że i tak nieźle, bo jeszcze rok temu po rozstaniu miałam bym pewnie 790 chociaż to nie możliwe. Zakreśliłabym gdzieś podwójne tak lub dodała jeszcze ze dwa pytania o tym jaka to jestem fatalna. Uświadomienie sobie w którym miejscu życia jestem spowodowało, uczucie lekkości. Jakby nagle spadła mi wielka kula która przyczepiona była do moich myśli, do moich rąk, do mojego serca.

Podczas mojego związku zapomniałam o tym kim jestem i dlaczego jestem i co chcę i gdzie chcę. Liczył się tylko on i my… Ja? Kto to był ja? Jakież to było złe, jakie destrukcyjne!! Dzisiaj czuję się (pomimo 550 punktów) dobrze sama ze sobą i odbudowuję to co gdzieś na łamach wielu miesięcy potraciłam, pogubiłam. Nikogo nie atakuję, bo już nie muszę się bronić i obawiać, że mi zrobi krzywdę: słowem, gestem, miną. Jeżeli komuś się nie spodobam, ktoś mnie nie polubi, obgada za plecami to trudno, nie jestem idealna i nie jestem dla wszystkich. Dopóki sama siebie lubię dopóty czuję się szczęśliwa „tu i teraz”. Tego szczęścia życzę wszystkim czytelnikom, bo kto jak nie my sami powinniśmy kochać się najbardziej, być z siebie dumni, pogłaskać się po głowie od czasu do czasu. No kto to zrobi za nas?

Wasza K.

p.s. książkę szczerze polecam jest świetna.

sobota, 24 lipca 2010

Gdy człowiek staje się niewolnikiem własnej miłości.

Gdy się kogoś kocha trzeba pozwolić mu odejść. Kłębi się tysiące myśli ale powstaje jedna konkluzja. Jeżeli kocham to dlatego, że on taki jest też. Odchodzący. Pragnący czegoś innego nowego. Jeżeli się kogoś kocha, choć to boli trzeba sobie uświadomić, że druga strona nie kocha a przynajmniej - nie tak lub wcale, lub tylko siebie. Niezależnie od powyższego nasza miłość nie może być wyznacznikiem tego co dobre lub złe, tego co prawidłowe lub fałszywe. Jak ktoś inny powinien się zachowywać. Przegrywamy w miłości bo zapominamy o sobie. Zatracamy w drugim człowieku. To bywa łatwiejsze.

Nie można być niewolnikiem własnego uczucia. Odrzucenie boli nie tylko z powodu nasilającej się tęsknoty, ale przede wszystkim z powodu zranionego ego. Świadomość straty i próba odpowiedzi na pytanie „co się takiego stało?” potrafi zabić, zrujnować życie. Siłę znajduje się w humanitaryźmie. Pozwól odejść najpierw jemu/jej i pomyśl sobie, że wyświadczasz mu/jej przysługę. Twoje miłosierdzie pozwala na to, że będzie szczęśliwy z kimś innym. Bądź niczym bohaterka filmu, która widzi jak jej ukochany odchodzi a ona musi się na to zgodzić. Wokół wszyscy współczują tej opuszczonej, ale też wiedzą, że tak musiało być, tak jest prawidłowo. Skoro się tak wydarzyło to znaczy, że ta wersja wydarzeń jest lepsza. Po napisach the end, każdy może dopisać swoje dalsze losy bohaterom. Tylko od nas zależy, czy pozwolimy żeby bohaterka siedziała do końca życia na huśtawce i bujając się wspominała co jej się przydarzyło czy też bohaterka postawi swoje życie na nogi i szybko zapomni o tym co się wydarzyło by nadal podążać za marzeniami. Po napisach końcowych pojawia się fragment o dalszych losach „ona szczęśliwie i z sukcesem ułożyła swoje życie, zupełnie o nim zapomniała i tylko czasami wracała wspomnieniami do czasu gdy wydawało się jej, że szczęśliwsza już nie może być. Uśmiechając się do siebie wiedziała, że dopiero teraz poznała prawdziwe szczęście”. „On zakończył swój kolejny związek i nadal skupiony jest głównie na sobie”.

Rozpływanie się w rozpaczy gdy ból rozrywa serce jest nieodłączną częścią rozstania z powodu zdrady lub decyzji jednej strony (bo się np. „męczy”). Wówczas powinna nadejść refleksja „to już nie jest NASZE życie, tylko moje. Jestem w swoim życiu znowu sam/sama ale to nie jego wina, jeżeli je sobie zapaskudzę ani nie jego zasługa jeżeli tym razem okaże się być pasmem sukcesów. Biorę życie w swoje ręce i pędzę.”

Strata boli, złe doświadczenia bolą - najważniejsze są jednak:

1. Spokój

2. Cierpliwość

3. Świadomość, że to się zdarza

4. Cierpliwość

5. Świadomość czyja to jest strata

6. Nie oglądanie się za siebie

7. Cierpliwość

8. Odbudowanie przyjaźni jeżeli gdzieś się je potraciło.

Ostatnio rozmawiałam z kolegą, który ma dzisiaj 40 lata i przeżył swoją wielką siedmioletnią miłość. Ona ostatecznie odeszła, nie zachowywała się fair względem Marcina. Zdradzała go, przestała szanować jak partnera a zaczęła traktować jak skarbonkę. Na pytanie o nowy związek (poznał dziewczynę o 10 lat młodszą) stwierdził,: „W moim życiu nie ma już miejsca na miłość. Kocha się tylko raz, ja już swoją miłość miałem. Nowa dziewczyna jest dobra, nie pije nie pali, nie przeklina, przejmuje hotel po rodzicach rozumiesz? –A motyle?- spytałam. „na motyle nie ma już miejsca, bo ona nie jest nią, a motyle tylko z nią”. Szczerze powiedziawszy to co powiedział, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to co się wydarzy w naszym życiu zależy tylko i wyłącznie od nas, lub też od szans jakie udaje nam się łapać w locie. Marcin nie potrafi się otworzyć a może raczej nie chce? Może są dwie przyczyny: 1.) raz się już sparzył a po 2.) nadal kocha tamtą, bo ze swojego cierpienia zrobił mały ołtarzyk we własnym umyśle i sercu. A może jedno i drugie? Nie zamierzam oceniać czy to dobrze czy źle, ja jednak chyba wciąż wolę myśleć, że pomimo rozstania znajdę człowieka, którym tworzenie trzeciego świata (połączenie pewnych części świata mojego i jego) stanie się niezłą zabawą.

Zawód im wcześniej przeżyty tym chyba łatwiejszy do przełknięcia. Im jesteśmy starsi tym mniejszą mamy chłonność negatywnych zjawisk jakie pojawiają się w naszym życiu. Jak gąbka, która zbyt nasiąknięta staje się ciężka i przeszkadza. Gdy czujesz, że tak się właśnie stało w twoim życiu? Zresetuj je. Stań wyrznij gąbkę, spuść powietrze i zastanów się jaki obrać kierunek. Nie bój się zmieniać swojego życia i tak wiele się już zmieniło.

krótko o autorce

Ten blog poświęcony będzie temu co ważne i nieważne. Temu co targa naszymi myślami, uczuciami, snami. Wtedy kiedy śmiejesz się do rozpuku i wówczas gdy łzy stają się motywem przewodnim kilku następujących po sobie dni. Wtedy także gdy zasypiasz w objęciach ukochanej osoby i wówczas gdy spać nie możesz bo niepokój odbiera Ci chęć do czegokolwiek, a sen wydaje się być niemożliwy. Wtedy gdy waga spada i wtedy gdy d… rośnie a Ty wciąż chciałaby, chciałbyś wyglądać jak modelka. Każdy z nas bo i kobieta i mężczyzna patrzą na życie nie tylko z determinacją płci ale przede wszystkim swoich indywidualnych cech.

Ja jestem kobietą, która trochę życia ma za sobą i trochę ma przed sobą, która życie kocha i pragnie by każdy dzień miał jakość a nie był głównie pędem za rzeczami, reklamami. Kobietą, która przeżyła wielką miłość, ją straciła i odbudowywała swoje życie na nowo. Kobietą, która lubi własne towarzystwo i swoich przyjaciół, lubi słuchać o tym co myślą, jak patrzą na wiele spraw nie tylko tych sercowych ale także egzystencjalnych i zupełnie pragmatycznych. Ceni sobie swoją przestrzeń i stara się nie naruszać przestrzeni innych. Kobietą, która lubi dobre wino, która zna smak luksusu i smak biedy, smak sukcesu i porażki, smaki różne zna… i cieszy się J

Będę tu zadawać pytania i przedstawiać punkt widzenia różnych osób, które spotkałam i spotykam wciąż na swojej drodze. Postaram się nie oceniać a gdy jednak się nie uda to uzasadnić dlaczego moja ocena jest taka a nie inna. Pomimo zamiłowania do polemizowania i roztrząsania czasami, tzw. rozdrabnianie G… na atomy, tu zamierzam się ograniczyć i raczej skupić na roli narratora. Będzie czasami niesprawiedliwie i tendencyjnie, bowiem na przestrzeni lat z przyjaciółkami stworzyłyśmy wiele teorii na temat mężczyzn. Za co z góry przepraszam, bo choć nie lubię generalizować na pewno się to wydarzy. Ci co będą szukać tutaj logiki i konsekwencji myślenia, bardzo się rozczarują, bo jako kobieta wykazuję się determinacją w tych kwestiach tylko w wyjątkowych sytuacjach i w pracy.

Blog otrzymał nazwę sex and the city, bo postać Carrie Bradshow jest mi bliska o tyle, że kocham buty, modę i pisanie sprawia mi wielką przyjemność, ponieważ także mam mojego Mr. Big’a oraz mieszkanie choć małe to lubię je bardzo. Różnic jest więcej… wielkie miasto opuściłam na rzecz Trójmiejskiej bryzy i wolnego czasu, do Mr. Biga nie wróciłabym, a sexu nie traktuję z taką lekkością bytu gdyż wciąż jest dla mnie efektem więzi i pożądania kobiety i mężczyzny a nie tylko pożądania. Tak jak C.B. nie zgadzam się jednak na pisane dla kobiet porady typu: „co zrobić żeby Cię zauważył” lub „jak nakładać maseczkę na twarz czy okrężnymi ruchami bardziej w lewym kierunku czy prawym”.

Podsumowując: mam nadzieję, że gdy trafi tu kobieta, poczuje się lepiej, będzie silna i wzrośnie jej poczucie wartości; gdy trafi tu mężczyzna może jednak spróbuje zrozumieć punkt widzenia kobiet, lub podzieli się swoim byśmy/ bym ja mogły nabrać innej perspektywy.

K.

p.s. Choć czasami może nie będzie to widoczne, kocham mężczyzn i wbrew pozorom nie jestem ich wrogiem a krytyczną wielbicielką.