czwartek, 7 kwietnia 2011

kompromis

Kompromis w związku.


Kompromis – to taka mantra każdego człowieka funkcjonującego w społeczeństwie. Trzeba (podobno) szukać kompromisów, w życiu, w związku, w pracy, w rodzinie. Bo, niby, kompromis ma być wytrychem do łatwiejszego, przyjaźniejszego funkcjonowania wśród innych. Ma być odpowiedzią na knflikty, na wszystkie konflikty. Szczególnie łatwo uczy się zamiłowania, wręcz wpaja się pewną ideologię kompromisową - kobietom. Bo nie można się kłócić, bo nie można stawiać na swoim za wszelką cenę, nie można i nie można.


A ja powiem można! I trzeba! I wręcz koniecznie, należy brać przykład z mężczyzn, którzy zamiast szukać komrpomisów, najczęściej akceptują odmienne cechy swoich kumpli. Nie chodzi o fundamenty, czyli o zdrady, kłamstwa itd. Ale o dbanie o własną tożsamość, marzenia, o nie mylenie kompromisu, ze zmianą własnej osobowości. Godzą się z cechami, decyzjami kumpla, i albo decydują ma przyjaźń z nim, albo przystają na jego pomysł albo nie.


Często się zdarza, że w parze, która idzie na kompromis, tak naprawdę jedna strona z czegoś rezygnuje. Jeżeli to jest kwestia wyboru restauracji, czy filmu w kinie, powiedzmy, że nie ma dramatu, ale gdy sprawa dotyczy, wyborów zawodowych, życiowych, wpływających diametralnie na nasze jestestwo, sprawa jest bardzo poważna.


Dlaczeg? Zapytacie. Przecież kompromis ma zabarwienie pozytywne, a Ty je opisujesz pejoratywnie. A no dlatego, że kompromis sprawia, iż ambitna, zaangazowana kobieta, staje się niezaangażowana i mniej ambitna, na rzecz zaangażowania i ambicji swojego męza. Albo mąż, partner, traci swoją pasję, na rzecz związku z kobietą, która nie akceptuje jego potrzeb.


Chodzi o akceptację partnera, partnerki, a nie godzenia się na coś, co stoi w sprzeczności z naszym charakterem, z naszymi zasadami.


Tu dochodzimy do pewnego sedna. Tzn. jak łączą się partnerzy. Jedni łączą się szybko i gwałtownie, później się „docierają” to docieranie nazywają „kompromisem”. A w zyciu można spotkać partnerkę/ partnera, który będzie nam odpowiadał całym sobą. Tzn. będziecie mieli podobne pasje, albo podobne charakaktery, poszukujące np. wyjątkowej bliskości, lub wręcz przeciwnie z potrzebą wolności, wyjazdami z kumplami itd. Ale, aby takie rzeczy sprawdzić, warto nie isć na pierwszej randce do łóżka, tylko poczekać. Do momentu gdy nawiąże się między Wami przyjaźń, gdy poznacie się na tyle dobrze, by wiedzieć, że Waszym spoiwem będzie głównie tęsknota za wzajemnym towarzystwem, wspólnym śmiechem, rozmowami do białego rana, lub milczeniem trzymając się za ręce, a tęsknota cielesna będzie cudownym dodatkiem.


Kompromis, nie jest dobry, a wybór odpowiedniego partnera poprzez cierpliwość jest wspaniałą nagrodą. Bez pośpiechu, za to z pasją i humorem. Z prawdziwym sobą i prawdziwym nim/nią. Fascynująca przygoda przed Wami.


Jeszcze tylko na koniec, gdy na początku jesteś w związku z pasją, ze swoim hobby, ze swoimi przyzwyczajeniami, partner i Ty zakochujecie się w sobie w takich właśnie WAS. Później zmieniając, swoje hobby ,pozbawiając się swojej pasji, przestajecie być tymi osobami co na początku, i o ile w małej dawce jest to nawet wskazane, o tyle ze sportowca przemiana w kanapowca jest na dłuższą metę, powodem do rozstania. Dlatego, jeżeli jesteś kanapowcem nie udawaj soportowca, a gdy jesteś sportowcem, nie tyj, z powodu związku 20 kg. Jezeli masz zasady, które są dla Ciebie wazne nie lekcewaz ich, udając ze masz inne. Bądź sobą :D


niedziela, 3 kwietnia 2011

gdy miłóść to za mało?

czego pragną oboje?

Miłość. Słowo piękne, wyśnione, obietnica wspaniałej przygody dłuższej lub krótszej. Miłość pomiędzy kochankami, partnerami to uczucie, moim zdaniem, najpiękniejsze na świecie. Nie mogę tego porównać z miłością matki do dziecka. Nie chcę. To inna radość.
Znam jednak pary, które używając hasła „miłość” tkwią w partnerstwie kompletnie sobie nieodpowiadającym.
Ona energiczna, sportsmanka, aktywna zawodowo i społecznie. Ciesząca się życiem. Dbająca o dom, z pedanterią przecierająca kurze, składająca majtki w kosteczkę i kocyk frędzlami na zewnątrz podłokietnika. Spragniona romantyzmu, wspólnych wieczorów, kolacji, spontanicznych wypadów, pikników.
On. Indywidualista, samotnik. Próbujący zwrócić uwagę otoczenia poprzez coraz to dziwniejsze teorie, dotyczące swojego życia. „nie będę jadł śniadania. Zostanę ascetą”. Podczas obiadu ascetą już nie był, wręcz można go było posądzić o hedonizm. Takie zachowanie może być postrzegane jako urocze. Po 4ech latach wspólnego dzielenia dni, nie potrafiący się zdecydować na wspolne bycie i życie. Zamiast tego demonstrujący swoją indywidualność, (samochód jego – sam kupił, kanapa ich – ona kupiła). Nie dbający o porządek. Pedantyzm? Hmm czy to jakiś gatunek ptaka?
Przez 4y lata komedie i tragedie. Rozchodzenie się i schodzenie, wspólne wakacje, przeprowadzki i wyprowadzki. Fochy, angażwoanie teściów..no cóż można sobie wyobrazić czego tam nie było? Nie było zdrady i przemocy.
Obrazek. Padła decyzja rozchodzą się. Wszyscy znajomi, zaczynają oddychać z ulgą, bo choć uwielbiają oboje, nie można się oprzeć wrażeniu, że oczekują czegoś innego od zycia i związku. Ona pragnie rodziny i stabilizacji, podczas gdy on wolności i miłości, bez zobowiązań. Męczą się razem, choć trudno im się było do tego przyznać.
Obserwując z boku, ich relacje, łzy i gniew, miłość i tęsknotę, każdy z nas myślał :”jak im pomóc? Czy można się wtrącać? Czy doradzać?”. Nie można było im pomóc, musieli sami dojść do takiej decyzji. Potrzebowali na to czasu. Nikt za nich nie podjąłby decyzji i nikt z nas nie byłby w stanie przekonać o wyższości wolności nad toksyczną relacją. Teraz się rozchodzą, a my ich przyjaciele będziemy obok. Będziemy trzymać za rękę, ale nie będziemy już namawiać by się zmieniali, by próbowali. Wbrew pozorom nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za ewentualny ślub a później rozwód.
Tak każdy podejmuje decyzje sam. Każdy z nas jest dorosły i nawet najlepsza rada, lub rada od najukochańszej osoby, nie może przyćmić własnego zdrowego rozsądku.
Ten post to przestroga! Przed tkwieniem w czymś co nie ma sensu. Można się kochać, ale gdy dwie osoby chcą od życia czegoś innego, trzeba się temu przyjżeć bez sentymentu. Będzie bolało. Złamane serce zawsze boli. Nadzieja, która umiera, plany, marzenia, wspólna obietnica czarującej podróży po meandrach problemów, niespodzianek, codziennych błachostek. Przypatrując się tej parze, pierwszy raz zrozumiałam hasło, przyjaźni po związku. Oni się lubią, oni się kochają. Tylko chcą inaczej. I to inaczej muszą uszunować, nie tylko ze względu na drugą osobę ale przede wszystkim ze względu na samych siebie. Nie ma w tym nic złego, że ona chce rodziny i w tym, że on jej nie chce. Nie ma nic złego w tym, żeby szukali swojego szczęścia z kimś innym, w innej relacji z innymi oczekiwaniami.
Życzę Wam zdrowego rozsądku, partnerstwa i nie kompromisów, które sprawiają, że człowiek przestaje być sobą, tylko związków, w których możecie być sobą i takich właśnie Was kocha, szanuje, akceptuje Wasz partner, partnerka.