Spotkałam się po wielu latach z moją dobrą koleżanką, z którą kiedyś śmiałyśmy się dużo, prowadziłyśmy zaciekłe dyskusje i choć przyjaciółkami nie byłyśmy to jakoś nigdy jedna do drugiej urazy (na dłużej) nie miała. Taka znajomość, która złym słowem nie jest wstanie ugodzić (bo czy jest czy jej nie ma nie ma znaczenia) a dobrym poprawia humor jak każde inne.
Ona wyjechała z Polski na studia, skończyła prawo w Londynie i zaczęła się trochę miotać w życiu by po jakimś czasie wkroczyć na prawidłową dla siebie ścieżkę. Oczywiście mowa o poukładaniu kariery i bytu materialnego niestety nie uczuciowego. Z początku nasze spotkanie wyglądało perfekcyjnie, przerzucałyśmy się jak to u jednej i drugiej jest idealnie. Bajkowe życie, cudowne zabawki, przyjemne mieszkanie ahhh i to konto takie pełne, świadomie podejmowane decyzje. Później jednak jak to czasami bywa otworzyła się (kolejna butelka wina zawsze bardziej skłania do zwierzeń).
Okazało się, że oczywiście życie bajkowe, ale bez księcia. A nawet jeżeli jest książę to nie ma on nic wspólnego z dziarskim jegomościem na białym rumaku, który z gracją gentlmena wybawia z trosk i opresji, przytula swym bezpiecznym ramieniem. Jest on, który nie skończył żadnej szkoły prócz tego co ustawa nakazuje, ma dziecko ledwo narodzone z inną i przyjeżdża czasami do Londynu. Ona robi dla niego głupoty, wydaje mnóstwo pieniędzy by ów koniuszy stał się chociaż giermkiem, ale on krnąbrny tylko ją mami i korzysta. Joasia zdała sobie sprawę z tego już dawno (w końcu nie jest taka naiwna) - jednak ciągnie ją do niego.
Dlaczego ?? – zapytałam skonsternowana. Przed sobą miałam, młodą (wciąż młodą) kobietę, świetnie ubraną, z pięknym biustem, talią, trochę głośną ale ogólnie obrazek szczęśliwej kobiety, która nie musi tracić swojego czasu na takiego frajera. „wiesz nie wiem dlaczego. Po prostu bardzo go lubię. Miesza mi w głowie, z jednej strony mówi, że mnie kocha z drugiej jednak nie zostawi świeżo upieczonej mamy własnego syna”. Tłumaczeń było co niemiara i mówiąc szczerze, naprawdę nie oceniam jej. Nie mówię, że to jest negatywne, bo ona podświadomie po prostu czuje, że coś jest nie tak tylko, że przyznanie się przed samą sobą do tego zmusiło by ją do zrobienia ostatecznego cięcia. Każdy z nas ma tendencje do usprawiedliwiania swoich słabości szczególnie wówczas gdy nie czuje się z daną sytuacją komfortowo, ani na siłach by zmienić tę sytuację.
Skąd to się wzięło? Przyczyna bardzo ale to bardzo (według mnie) prosta. Po 1. Ona nie przypuszczała, że facet który będąc niżej w hierarchii społecznej nie rzuci dla niej wszystkiego (trafiła na swoje nieszczęście na narcyza, który uważa że mu się to wszystko należy). Po 2. Myślenie o tym, że może zostać sama i czekać znowu długi, długi czas na słodkie słówka ją przeraża. Po 3. On od niej nie wymaga by robiła coś więcej prócz tego co ona robi, a jednocześnie nie wymaga to bycie od niej samej specjalnego wysiłku.
Wygoda. To takie hasło, które potrafi mieć pejoratywne i pozytywne zabarwienie, które w swojej definicji zawiera cały świat. Wszyscy dążymy do wygody tylko, że jedni jej nie przeceniają i mają potrzebę działania a inni spoczywają na laurach. No bo skoro robiąc karierę trzeba się starać, to przecież w życiu prywatnym mogło by być już inaczej. Dlaczego wszędzie trzeba się starać??
Ok. są tacy mężczyźni i takie kobiety, które mają na tyle silne poczucie własnej wartości i charaktery, że w zasadzie, nie bardzo ich obchodzi co dzieje się wokół nich i dzięki temu prawidłowe zachowania przychodzą im łatwiej niż innym stęsknionym za tym co upragnione a często niedoścignione bo zbyt upragnione. (paradoks). Co warto w sobie pielęgnować w takiej sytuacji? Własną niezależność!! Siłę charakteru. Bo czy ten człowieku w życiu Joasi jest czy też go nie ma, ma o tyle znaczenie, iż będąc wyrządza większą szkodę niżby go nie było.
To co teraz napiszę, może niektórzy uznają za zbyt daleko idące i zbyt cyniczne, ale ona jest dla niego za dobra. Nie może się kobieta spełniona poddawać torturom jakiegoś quasi mężczyzny tylko dlatego, że on nie ma jaj. Mu jest idealnie wygodnie, ma dwie kobiety i dziecko. No czyż nie bosko?? Drogie Panie nie liczcie na to, że mężczyzny umysł zostanie skalany jakimkolwiek wyrzutem sumienia skoro wie, że wszystko ujdzie mu płazem. W jego głowie on może robić co chce. No bo jakie są konsekwencje? ŻADNE!! Mężczyzna będąc z kobietą słabą wykorzysta jej słabość. Nie spowoduje (to nie jest w jego interesie) żeby ona poczuła się silniejsza. To łowczy, który widząc zranioną sarnę zapewniam nie rzuci się by opatrzyć jej ranę tylko ją dobije!! To kobieta sama musi zadbać o siłę swojego charakteru i o to by mężczyzna wiedział, na co może sobie pozwolić a na co nie. Mężczyzna to nie jest instytucja humanitarna by pomagać!! Mężczyzna to organizm nastawiony na branie. Oczywiście, z siebie także dawać potrafi to nie ulega wątpliwości ale tylko wówczas gdy czuje, że w przeciwnym razie straci. Konsekwencja w życiu i w miłości jest wynagradzana, choć trudna. Bo ileż to razy ulegamy różnego rodzaju złudzeniom, że odpuszczenie w tym jednym przypadku (jakimkolwiek) nie spowoduje zawalenia się całego systemu? Otóż zazwyczaj tak bywa, że odpuszczenie jeden raz wprowadza sekwencję następnego i następnego razu.
Jednym słowem : jestem silną kobietą, która nie pozwoli sobie na to by jakiś siusiumajtek mącił w moim dobrym samopoczuciu. Jak tego nie rozumie niech zmyka z mojego życia, szkoda go bowiem dla ludzi, którzy powodują w nim zamęt i wątpliwości.
Z Joanną rozmawiałam w podobny sposób i choć z początku była na mnie zła, później przyznała, że ta „terapia” słownego Plaskacza pomogła jej. Pana w jej życiu nie mam, a ona przejęła znowu nad tym życiem kontrolę.