Związek - jak piękne wakacje.
Wyobraźcie sobie, że leżycie na pięknej plaży, pośród interesujących, apetycznych ludzi, w blasku przyjemnie piękącego słońca, z palmą kokosową u boku. W niedalekiej oddali słychać szum fal, który jest nadzieją, na lekką ochłodę i przyjemne ukojenie dla nagrzanego ciała. Słychać śmiechy, muzykę, psst.. otwieranych puszek sprite’a, grzechotek shakerów z pysznym martini i dwiem oliwkami. Ma się ochotę bawić, tańczyć, rozmawiać, czytać. Każda napotkana osoba, to możliwość poznania nowego fascynującego bardziej lub mniej światopoglądu, żartu, historii… to wszystko wokół Ciebie jest w zasięgu ręki. Czujesz się dobrze sama ze sobą, tym samym z przyjemnością, wchodzisz w nowe niepoznane grupki ludzi, towarzyszy podróży przez plażę. Nie obawiasz się odrzucenia, bo jesteś ciekawa i…fajna J Tak o Tobie mówię! Ty jesteś taka. Chciana. Wyobraź sobie, jak gładko, bez napięć, lekko i naturalnie rozmawiasz, tanczysz.
Pomimo tego pięknego, uroczego krajobrazu prędzej czy później robi się tak gorąco, że jedyną przyjemnością będzie, zanurzenie się w chłodnej wodzie. Oddać się zabawie przeskakiwania przez fale, czy nurkowania pod pieniącymi się grzywami… Silne prądy, powodują, że czasami traci się równowagę ale tylko na chwilę, i nie upada się boleśnie. Chodzi o to by nie utonąć.
Tak samo jest z życiem i związkami. Przełóżmy teraz to porównanie na grunt, życia, które z definicji powinno być przyjemne. Jasne, zdarzają się poparzenia, ale o tym za chwilę. Ogólnie życie, niech będzie naszą plażą, w której poznajemy nowych ludzi, nowe miejsca, spędzamy czas na tym co lubimy i robimy to co musimy (smarujemy się olejkiem by poparzenia nie były zbyt głębokie,) pracujemy, wychowujemy dzieci i dorastamy. To taka słodka przygoda z leżakiem w tle, przemieszczanym w coraz głębsze zakamarki tego co niewiadome, niezrozumiałe i nieznane. Z większą świadomością, podchodzimy do obserwowanych histroii na plaży i gier. Jedne nas będą zajmować, inne uczyć, a jeszcze inne nudzić.
A woda to nasz związek. Takie ukojenie dla, spalonego słońcem ciała. Ochłoda i miekko przylegająca powłoka. Łagodna lub z falami, byle nie większymi niż my sami. Najlepiej bez tsunami. Gdy tak sobie wchodzimy do tej wody, mamy ochotę się popluskać, poczuć się komfortowo, pobawic, poskakać, popływać. Ze związkiem dwojga ludzi jest podobnie. Zacznę jednak od błędu, który często pratnerzy popełniają. To kompletne zatracenie się w partnerze i zupełna, kategoryczna rezygnacja z plaży. Niektórzy chcą tylko wody, choć plaża też jest fajna, szczególnie, że dzieje się na niej naprawdę wiele rzeczy. Jednak rezygnują bo myślą, że źródło wyschnie, że zostanie przeniesione. A to nieprawda. Prędzej, nasza skóra nie zniesie ciągłego nasiakania i moczenia, niż cokolwiek dobrego stanie się z ciągłego siedzenia w wodzie.
Dlatego dla równowagi musi być jedno i drugie. Wybieramy naszego partnera, świadomie, z myślą, że razem się wyjątkowo dobrze dogadujemy, dużo się śmiejemy, wspaniale jest nam z nim/nią w łóżku. Wiążemy się, wyznając podobne zasady i reguły, myśląc, że stanowimy uzupełnienie dla siebie i swoich światów. Jego plaża i nasza plaża, to podobne plaże ale nie takie same i całe szczęście. On czasami nas zaprosi na swoją, my zaprosimy go na naszą, ale czy tworzenie dokładnie tej samej plaży pozwoli nam na poznawanie świata tak samo przyjemnie?
W związku warto się chłodzić, a w życiu warto się grzać. W naturze potrzebny jest balans,a w życiu? A w życiu moje drogie dwa minusy i plus daje plus. A plus i minus daje minus. Tym samym czasami lepiej, żeby było więcej plaży a mniej wody, niż za dużo wody. Nie możemy pozwolić, na utonięcie, lub zachłynięcie. Nie pozbawiajmy się przyjemności, z poznawania i rozmawiania.
Na początku wspominałam o poparzeniach. W życiu człowiek parzy się, nie raz nie dwa, ale mnóstwo razy. Czasami jest to tak silne poparzenie, że przez następne kilka dni nosimy, tshirty ochronne, lub nawet chowamy się w pokoju by złapać oddech i zaleczyć te miejsca, które wymagają szczególnej troski. Ale później znowu, mamy ochotę wyjść na światło, na plażę. Nie chodzi o to by rezygnować z życia, plaży, nawet jeżeli to czasami boli. Sęk w tym by za każdym razem, chodzić po niej pewnie, z przekonaniem i naturalnie. Sęk w tym, że czasami tak jest i tyle.
Dobrze mieć swoją plażę. Dobrze mieć swoje miejsce, które jest tylko nasze i przyjemnie jest się nią dzielić, ale nie osaczać. Nie przesypywać swojego piasku do piasku sąsiada, bo to Syzyfowa praca. Praca bezsensu, i pozbawiona rezultatu. Te plaże będą podobne, lub nie, ale każde z Was pracowało nad swoją plażą. Szkoda zasypywać, przesypywać rezultaty naszych działań, poświęconego czasu i zaangażowania.
Ja lubię swoją plażę, chociaż różnie na niej było i jeszcze różnie będzie. Ale kocham słońce bo kocham życie, kocham ludzi, chociaż pażą, a jednak częściej dbają o piękną opaleniznę,, kocham gładką taflę wody i drobne fale. Kocham zapraszać Cię na moją plażę i ciekawi mnie Twoja. Ale nie chcę mieszkać na Twojej plaży. Chcę ją odwiedzać. Z obu plaż z czasem możemy wydzielić mały skrawek, który będzie tylko Nasz. Zasadzimy tam palmę, powiesimy podwójny hamak, zatrudnimy barmana, będziemy pływać na Kit’e. Będzie przyjemnie, jak dwa zbiory mające pewną część wspólną, ale nie nachodzące na siebie.
Ale to wszystko z czasem, na razie zapraszam Cię na moją plażę J